Przyznam, że jestem zaskoczony Brexitem. Spodziewałem się, że wśród głosujących przeważą korzyści z obecności Wlk. Brytanii w Unii.
Teraz, po "czarnym piątku" na rynkach finansowych, wypada zastanowić się, co dalej.
Na razie właściwie nikt dokładnie nie wie, jak będzie przebiegać procedura i ile ona potrwa. Nawet pojawiają się spekulacje, że Brexit zostanie zablokowany albo, że rozpadnie się sama Wielka Brytania, z której mogą wyjść Szkocja i Irlandia Północna.
Tymczasem skoordynowana akcja banków centralnych nieco złagodziła poranny szok i poprawiła notowania na rynkach. Podobnie zachowała się warszawska giełda, gdzie po potężnej luce na otwarciu nastąpiło powolne odrabianie strat:
Jednak trudno uwierzyć, że piątkowe spadki zdyskontowały już wszystkie ewentualne negatywne skutki Brexitu - na przykład nie napłynęły jeszcze zlecenia umorzeń jednostek tonących funduszy akcyjnych.
Mamy do czynienia z wydarzeniem historycznym, kto wie, czy nie oznaczającym rozpadu Unii Europejskiej, w którym jednym z głównych poszkodowanych jest niestety Polska.
Na Wyspach przebywa ponad 850 tys. Polaków, z których względnie bezpiecznie może czuć się ta część, która mieszka tam od co najmniej pięciu lat (po takim okresie można ubiegać się o prawo do stałego pobytu).
Czy pozostali musieliby uzyskać jakieś specjalne pozwolenia na pracę albo wyjechać? Na razie jeszcze tego nie wiemy.
Wiem za to, że wśród Czytelników znajdują się osoby przebywające w Wlk. Brytanii. Ciekaw jestem, co myślicie o tej sytuacji i jakie macie teraz plany? Wrócicie do Polski czy poszukacie innego miejsca w razie problemów w UK?
Emigranci co roku przysyłają do Polski setki milionów funtów, które wspierają budżet ich rodzin i krążą w polskiej gospodarce.
Dla tej ostatniej znacznie poważniejszym ciosem byłaby ewentualna renegocjacja wieloletnich umów z UE - Wielka Brytania jest trzecim płatnikiem netto, a Polska pierwszym beneficjentem programów unijnych.
Ewentualne obcięcie tych funduszy dla Polski stawia pod znakiem zapytania źródła finansowania takich pomysłów jak choćby 500+. W tej sytuacji coraz bliższa staje się perspektywa scalenia OFE i przyspieszenia tempa przesuwania tak zwanego suwaka, czyli zamiany realnych aktywów OFE (w tym akcji) na zapisy w ZUS.
Co istotne, obecny polski rząd prowadzi politykę międzynarodową, w której za naszego głównego sojusznika w Europie uznano Wielką Brytanię oraz Węgry, co nie podoba się w Brukseli czy Berlinie.
Czy gdzieś tam w głowach eurokratów nie zrodzi się myśl - skoro tym Polakom tak źle w Unii, to niech wychodzą razem z Brytyjczykami?
O ile ta opcja wydaje się raczej mało realna, przynajmniej krótkoterminowo, to z kolei w takich państwach jak Holandia czy Dania już przebąkuje się o pójściu drogą UK. Bogatym Unia przestaje się opłacać.
Na razie w sobotę w Berlinie doszło do spotkania przedstawicieli sześciu państw założycielskich - Niemiec, Francji, Włoch, Belgii, Holandii i Luksemburga. Czy to oznacza początek podziału Unii?
Samo wyjście Wlk. Brytanii dałoby się jakoś przełknąć - dla Polski i tak najważniejszym partnerem gospodarczym pozostaną Niemcy, dokąd wędruje ponad jedna czwarta eksportu.
Już w piątek rano ING wskazywało na konkretne spółki giełdowe, które zyskają lub stracą na Brexicie.
Na pewno przedsiębiorcy są na tyle elastyczni, że znaleźliby inną drogę na Wyspy lub nowe rynki zbytu i dlatego bezpośredni negatywny wpływ na polskie PKB w tym roku szacuje się na spadek o 0,25-0,5 punktu procentowego, czyli zachowujemy nadal solidne ponad 3 procent wzrostu.
Zresztą osłabienie złotego daje pozytywny impuls eksporterom.
Ten scenariusz nie uwzględnia jednak szeregu innych szoków, tych przewidywalnych i tych nieznanych.
Zauważmy, że na przykład w piątek frank znacznie umocnił się do złotego, co wzmaga presję na polski parlament, który może szybciej przegłosować ustawę pozwalającą na przewalutowanie kredytów hipotecznych po korzystnych kursach dla zadłużonych. W efekcie banki znalazłyby się pod jeszcze większą presją niż teraz, kiedy zmagają się z gorszymi wynikami spowodowanym niskimi stopami procentowymi i nowym podatkiem od aktywów.
Poza tym za chwilę wróci temat ratingów - w niepewnej sytuacji międzynarodowej agencje nie muszą być łaskawe dla Polski. Już 1 lipca swoją ocenę opublikuje Fitch.
Na pewno ręce zaciera Putin, który teraz niecierpliwe czeka na wybór Trumpa na prezydenta USA - to byłoby dla nas fatalne rozwiązanie.
Wzrośnie rola Chin w Europie - podobnie rozpychali się łokciami przy zamieszaniu wokół Grecji.
Poza tym Brexit zwiększy obawy o spowolnienie w światowej gospodarce i prawdopodobnie oddali podwyżkę stóp procentowych w USA w tym roku. Nie można wykluczyć wręcz obniżki i uruchomienia programu luzowania ilościowego QE4.
Z tego powodu amerykański dolar wcale nie musi umacniać się do innych głównych walut (poza pognębionym funtem). Z kolei słaby dolar i poszukiwanie schronienia dla kapitału pomaga złotu, które wybiło się ponad 1300 dolarów za uncję, potwierdzając techniczne sygnały kupna. Z tego punktu widzenia najlepiej byłoby, gdyby złoto do końca miesiąca nie cofnęło się poniżej 1280-1300 dolarów.
Kliknij, aby powiększyć |
Poszukiwanie alternatywy dla tradycyjnych "bezpiecznych przystani" przyciąga też kapitał do kryptowalut.
W całym tym chaosie dość trudno się odnaleźć, choć na pewno byli tacy, którzy obstawiali wyciąganie za uszy indeksów i walut po porannym szoku w piątek - sam niestety nie mogłem w tym uczestniczyć. Trudno, trafi się inna okazja.
Ciekaw jestem, jak Wy oceniacie ten krajobraz po bitwie i jakie macie plany?
Sam do dłuższych ruchów przygotowałem się już wcześniej i piątek nie zmienił mojej dość niedźwiedziej perspektywy, a jedynie ją potwierdził. Złoto i waluty trzymam od dawna, a pozycję w polskich akcjach ograniczam do małego portfela IKE, o którym napiszę więcej w podsumowaniu miesięcznym.