Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad wejściem w kryptowaluty, które zaliczam do inwestycji alternatywnych uzupełniających portfel.
Teoretycznie mógłbym wykorzystać ostatnią przecenę bitcoina i innych krypto do bezpośrednich zakupów. Jednak ostatecznie wybrałem trochę inne, mniej oczywiste rozwiązanie.
Kupiłem akcje Coinbase, czyli giełdy kryptowalut po średniej cenie 231,84 USD za akcję.
Spółka zadebiutowała na Nasdaq-u 14 kwietnia br. i otworzyła się po 381 USD (nie było IPO, weszła przez direct listing, czyli handlowano już istniejącymi akcjami). Potem tego dnia wybiła się do maksimum na 429,54 USD, aby zamknąć się znacznie niżej na 328,28 USD.
Pierwsze tygodnie Coinbase na rynku publicznym nie zaliczają się do udanych i akcje mocno spadają - w dołku 19 maja widzieliśmy nawet 208 USD, a aktualnie cena wynosi ok. 240 USD.
Gwałtowne spadki były powiązane z przeceną bitcoina i innych kryptowalut.
Jednak sama platforma zarabia przecież głównie na prowizjach i dynamiczne ruchy rynkowe powinny wręcz poprawiać jej wyniki. Najgorsza jest stagnacja i brak zmienności, tak samo jak u tradycyjnych brokerów.