niedziela, 28 września 2014

Atak nuklearny na Warszawę, czyli jak daleko posunie się Putin

Kiedy pod koniec marca ukazał się tu wpis o tym, jak finansowo przygotować się do ewentualnej wojny, niektórzy komentujący woleli zamknąć oczy i wmawiać sobie, że problem nie istnieje.

Minęło pół roku i temat wraca w znacznie mniej przyjemnej wersji.

Jak pisze w "Washington Post" żona Radka Sikorskiego Anne Applebaum, w 2009 i 2013 roku Rosjanie przeprowadzali symulowane ataki atomowe na Warszawę.

Komentarze do artykułu dość dobrze oddają stosunek Amerykanów do Europy i naszych problemów. Generalnie niewiele ich obchodzimy, ponieważ praktycznie nikt nie zakłada, że Putin dąży do otwartej wojny z USA, czyli samozagłady.

Tutaj możesz wykonać samodzielnie dość makabryczną symulację ataku nuklearnego:

Przybliżone skutki ataku rakietą Topol (SS-25)
A tak wygląda wersja filmowa zagłady Kansas City z 1983 roku.

Kiedy niedawno Żyrinowski groził Polsce unicestwieniem, Putin specjalnie nie protestował.

Z kolei morderczo logiczny scenariusz prowadzący do fatalnego dla nas finału konsekwentnie przedstawia rosyjski politolog Andriej Piontkowski (z wykształcenia jest matematykiem). Wywiad z nim właśnie ukazał się w "Newsweeku".

Jak brzmią jego najważniejsze tezy?


Przeżarta korupcją i zacofana technologicznie Rosja pręży muskuły, a tak naprawdę jedyną jej siłę poza bogactwami naturalnymi stanowią głowice nuklearne i liczna armia. Jeśli Putin ugrzęźnie na Ukrainie, może w kolejnym ruchu zaatakować państwa nadbałtyckie, które przez kilkadziesiąt lat należały do ZSRR, a Kreml nadal uważa je za swoje zbuntowane terytoria.

Idealnym celem jest Estonia (ewentualnie Łotwa), gdzie mieszka dużo Rosjan. Piontkowski twierdzi, że w przygranicznej Narwie już działają agenci Putina (stara szkoła KGB). O tym samym mieście pisałem w marcu i odezwał się wtedy jeden z Czytelników, który zdał relację z pierwszej ręki:

Bardziej ciekawostkowo: pracuję obecnie w przewijającej się we wpisie Narwie, gdzie budowana jest właśnie elektrownia. Jest nas kilkunastu Polaków, a łącznie z podwykonawcami to kilkudziesięciu. I rzeczywiście ogromna tu większość Rosjan, mimo że miasto należy do Estonii. Granica jest na rzece.

Już dodałem komentarz do wpisu Wolnego, że kilkoro pracujących tu localsów święcie wierzy, ze Putin ratował rosyjską ludność na Krymie przed faszystami, a ruch pro-UE na Ukrainie był sponsorowany przez Zachód. W Narwie też pewnie wystarczyłoby referendum, by powiększyć terytorium Rosji. Na budowie elektrowni krąży żart, że Bloody Mir tu nie przyjdzie, dopóki elektrownia nie zacznie pracować, bo teraz to po co.

Wysłałem linka do kolegów i już mam jedną odpowiedź: "Narwy Vova Strasznyj 1 nie ruszy, dopóki blok CFB nie zostanie oddany do eksploatacji i infrastruktura w Narwie nie zostanie wymieniona.(mój komentarz - właśnie na koszt UE wymieniana jest sieć wodociągowa od zeszłego roku, ulice są rozkopane, itd.). A gdyby tak podpisali 2-gi blok, to można się tu przeprowadzić (to już osobista opinia kolegi i ciężko mi się z nią zgodzić)." 

Jakie panują teraz nastroje w Estonii i samej Narwie, możesz sprawdzić w reportażu TVN24.

Zauważmy, że ewentualne referendum w Narwie Rosjanie mogą śmiało uzasadniać podobnymi w Szkocji i Katalonii.

I tutaj kluczowa będzie reakcja Estonii i Zachodu na tego typu działania.

Do czego one doprowadzą?

Piontkowski sądzi, że jeśli NATO wyśle do Estonii wojsko broniące integralności jej granic, w odwecie Putin rozważa punktowy atak nuklearny na Warszawę i Wilno.

Taki atak bombą o ograniczonej mocy ukarałby Polskę i jednocześnie oznaczał nowe rozdanie w Europie, włącznie ze scenariuszem oddania osłabionej Polski z powrotem w rosyjską strefę wpływów.

W sondzie pod artykułem w "Newsweeku" widać, że strach przed nieobliczalnym Putinem narasta:

źródło: Newsweek
Wielu ludzi nie potrafi sobie z nim poradzić i próbuje odrzucić czarne myśli zabijając posłańca, czyli redakcję "Newsweeka" lub Piontkowskiego. Według mnie nic to nie zmienia.

Polska była, jest i będzie państwem frontowym ze względu na nasze nieszczęśliwe położenie geograficzne. Dlatego wymaga silnego i sprawnego wojska. A jaka ta nasza armia jest, każdy dobrze wie.

Czy możemy liczyć na NATO w kryzysowej chwili?

Planowane umieszczenie w Szczecinie kwatery głównej sił szybkiego reagowania najlepiej świadczy jak traktowana jest Polska. W przypadku problemów sztab zwija się i nawet na piechotę zmyka do Niemiec.

A to o swojej gotowości do wsparcia piszą sami Niemcy:

"W razie konieczności obrony Bundeswehra nie byłaby w stanie dotrzymać swoich obietnic poczynionych wobec partnerów z NATO."

Były doradca Putina Andriej Iłłarionow uważa, że Francja, Niemcy i Włochy pozostaną neutralne, a będą nas wspierać tylko państwa anglosaskie. 

Na aliantów bardzo liczyliśmy w 1939 roku i skończyło się to okrutną wojną oraz okupacją sowiecką przez kolejnych 45 lat. Dlatego po 25. latach wolności znowu stoimy przed poważnym testem i oby skończył się on wyłącznie na teoretycznych rozważaniach.

W końcu w przeciwieństwie do Amerykanów do tej pory Rosjanie nigdy nie użyli jeszcze broni atomowej przeciw innemu państwu.  Nie da się do końca przewidzieć wszystkich skutków takiego uderzenia, a ofiary w ludziach i zanieczyszczenie środowiska byłyby niewyobrażalne. Dlatego tylko prawdziwy szaleniec naciśnie czerwony guzik

Ktoś może zapytać, czemu w ogóle o tym piszę na blogu poświęconym inwestowaniu i oszczędzaniu.

Dotykamy fundamentalnej kwestii. Ewentualny atak nuklearny przekreśliłby sens jakichkolwiek inwestycji w polskie akcje czy lokowania środków w złotych na depozytach bankowych.

Co możemy faktycznie zrobić?

Jeżeli ktoś faktycznie obawia się ataku nuklearnego, powinien zastanowić się nad wyjazdem z najbardziej zagrożonej strefy, czyli Warszawy i okolic.

Sam nie uważam, aby trzeba było już teraz podejmować jakieś szczególne działania. Mówimy tylko o określonym scenariuszu o wciąż znikomym prawdopodobieństwie, niestety nie zerowym. Tym samym Putin już osiągnął jeden z celów propagandowych - zasiał niepokój w państwach nadbałtyckich i Polsce.

Według mnie warto zrobić, co się da, a i tak nie nad wszystkim posiadamy kontrolę. Skoro najczęstszą przyczyną śmierci jest nowotwór lub choroba serca, wykonujmy regularne badania i podejmujmy podobne racjonalne działania w obszarze naszych kompetencji.

Róbmy swoje, ale nie zamykajmy oczu.

Nie wiem, czy Putin faktycznie będzie dokładnie realizował wariant tak szeroko i szczegółowo opisywany w sieci i prasie. Zapewne okaże się on nieco inny.

Jednak na pewno będę przyglądał się sytuacji w państwach nadbałtyckich i nadal powoli, regularnie dokupował walutę, głównie dolary (Goldman Sachs prognozuje, że w ciągu najbliższych trzech lat dolar zrówna się z euro).

Kliknij, aby powiększyć

Niestety, nie znam przyszłości, ani nie posiadam monopolu na prawdę. Jednak nie wierzę, aby ignorowanie tego tematu, rozwiązywało problem w jakikolwiek sposób. I dlatego powstał ten tekst.