Kiedy 3 grudnia Mario Draghi ogłosił, że Europejski Bank Centralny nie rozszerzy programu skupu aktywów, rozczarowanie rynków było tak wielkie, że to wydarzenie zdecydowanie przyćmiło ogłoszoną dwa tygodnie później pierwszą od lat podwyżkę stóp procentowych w USA.
Oczywiście nie był to jedyny powód do przeceny na giełdach, ale na pewno w dużej mierze przyczynił się do tego, że od tamtej pory europejskie akcje potaniały średnio o niemal 20 procent. Tak przynajmniej sądzi zapewne sam Super Mario, skoro uważa, że jego program luzowania ilościowego (QE) odpowiada za co najmniej połowę ożywienia w Europie.
Tym razem wydaje się, że Draghi nie ma innego wyjścia i musi poszerzyć europejskie QE, co ogłosi 10 marca. Potwierdził to wczoraj w Parlamencie Europejskim, zaznaczając swoje niezadowolenie ze zbyt niskiej inflacji w strefie euro.
Z ciekawostek dodam, że Draghiemu nie podoba się banknot o nominale 500 euro, ponieważ jego zdaniem służy on głównie do rozliczeń między przestępcami.
Dopiero przekroczenie przez inflację poziomu dwóch procent skłoniłoby go do zacieśniania polityki monetarnej. Na razie bardziej prawdopodobne jest nie tylko zwiększenie skupu aktywów, ale także obcięcie stopy depozytowej z -0,3 do -0,4%.
W poniedziałek rynki wydawały się zachwycone wizją zatankowania nowego paliwa do wzrostów. Zielona fala objęła także Polskę.
Na razie od strony technicznej na wykresie indeksu WIG nie widać żadnych poważniejszych oznak siły - z trudem próbujemy wyjść nad grudniowe dołki i za największy pozytyw uznajemy fakt, że indeks w lutym nie spadł poniżej tegorocznego minimum z 21 stycznia.
Kliknij, aby powiększyć |
Zauważmy jednak, że odnotowaliśmy już u nas klasyczną panikę po obniżeniu ratingu przez agencję Standard & Poor's i od tamtej pory (15 stycznia) złoty i GPW odrobiły straty (patrząc tylko w tak krótkoterminowej perspektywie).
Sam uznałem te poziomy za atrakcyjne do długoterminowych zakupów, o czym pisałem w podsumowaniu miesiąca. Na pewno nikogo nie zachęcam do ślepego powielania mojej strategii, tym bardziej dlatego, że technicznie znajdujemy się w bessie. Podobnie słabo wyglądają wykresy nie tylko innych rynków wschodzących, ale również tych rozwiniętych.
Lekceważącym analizę techniczną wskazuję, że posługuje się nią na przykład Eryk Łon z RPP.
Dlatego ewentualne odbicie uznałbym jedynie za korektę spadków, a nie automatyczny powrót hossy (zdanie zmienię dopiero po przekroczeniu przez WIG magicznej bariery 50. tysięcy punktów).
Czy nie obawiam się bankructwa Deutsche Banku, wojny Rosji z Turcją, wiosennej fali imigrantów, kolejnych podatków nakładanych przez rząd itd.?
Tak, ryzyko zawsze istnieje - co do Deutsche Banku nie sądzę, żeby nie dostał on europejskiej kroplówki. To nie jest SK bank z Wołomina i jego upadek byłby katastrofalny dla całego systemu finansowego.
Z tego samego powodu trudno uwierzyć, aby w Polsce przyjęto prezydencki projekt przewalutowania kredytów frankowych. Nie wiem, kto wyłożyłby wtedy środki na dokapitalizowanie banków i czy interes tej grupy kredytobiorców oznacza zgodę na ryzykowanie "runem" na osłabione banki.
Więcej argumentów w prezentacji NBP (od str. 29).
Całkiem możliwe, że banki zwrócą spready i na tym zakończy się restrukturyzacja kredytów walutowych.
Rynek zdaje się przychylać do tej wersji - od dna z 20 stycznia indeks branżowy WIG-Banki zyskał ponad 13%.
Sam też uznałem ceny akcji banków za na tyle niskie, że oprócz "żelaznego" dywidendowego pakietu Handlowego w styczniu na rachunku IKE dołożyłem trochę PKO BP po 23 zł.
Sezonowość giełd daje kolejny argument do rozwinięcia się mniejszej lub większej zielonej fali, ale nie tylko.
Pomimo wielkiego pesymizmu inwestorów stymulowana tanią ropą polska gospodarka ma się całkiem dobrze. PKB rośnie (w 2016 r. powinien wzrosnąć o ok. 3,5%), słabszy złoty wspiera eksport, a program 500+ pobudzi konsumpcję wewnętrzną. No i mamy jeszcze ambitny, bilionowy plan inwestycyjny wicepremiera Morawieckiego.
Przy niskich wycenach spółek giełdowych da się wywołać jakąś choćby rachityczną falkę do góry, a liderami mogą być na przykład banki, spółki eksportowe oraz cele przejęć.
Dorzuciłbym jeszcze deweloperów i część budowlanki.
Konkretnych kandydatów znajdziecie między innymi w strategii inwestycyjnej dla rynku akcji na 2016 r. przygotowanej przez Dom Maklerski mBanku. Trzeba dokonać starannej selekcji i ja na przykład z góry odrzucam spółki, którym dany broker pomagał przygotowywać IPO - widzę tu ewidentny konflikt interesów.
Poza tym spływają raporty finansowe spółek za IV kwartał 2015 r., co też pomaga w efektywniejszym wyborze.
Zainteresowanym globalnym spojrzeniem na rynki podsuwam coroczny raport Credit Suisse, który ukazał się kilka dni temu.
Podsumowując - widzę szansę na odbicie. Jednak na pewno nikogo nie namawiam do podejmowania zbędnego ryzyka i sam ograniczam się z polskimi akcjami wyłącznie do rachunku IKE.
A co jeśli się mylę i spadki za chwilę powrócą?
Ryzykuję tylko częścią kapitału i nadal mam trochę wolnej gotówki na długoterminowe zakupy po niższych cenach.