piątek, 10 maja 2019

Polska giełda rozczarowuje? Czas na więcej zagranicy w portfelu

Od lat polska giełda jako całość zachowuje się wyraźnie gorzej od reszty świata. Oczywiście znajdziemy wyjątki (na przykład sektor producentów gier). Jednak generalnie na akcjach na GPW zarabia się trudniej niż na przykład na giełdzie w Nowym Jorku.

Dlatego od bardzo dawna zachęcam do wyjścia poza nasz grajdołek i większej dywersyfikacji geograficznej. W ten sposób zwiększamy szanse na długoterminowe zyski.

Fot. JanBaby/Pixabay
W przypadku najmniejszego kapitału najprostszym pomysłem jest wybór funduszu inwestycyjnego z ekspozycją na zagranicę.

O ile nie możemy kontrolować przyszłych zysków, to już koszty jak najbardziej. Dlatego od jesieni ubiegłego roku testuję tanie fundusze indeksowe inPZU - w tym inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych.

Tu przeczytasz więcej o realizowanej przeze mnie strategii:

Rewolucja w polskich funduszach inwestycyjnych! Czas przygotować strategię


Szczególnym rodzajem funduszy są ETF-y. Możemy nimi obracać na giełdzie i to oznacza, że w takim wypadku potrzebny nam jest rachunek maklerski, a dodatkowo trzeba zwrócić uwagę na prowizje przy kupnie i sprzedaży jednostek.

Z powodu tych prowizji zazwyczaj nie opłaca się wykonywać transakcji za bardzo małe kwoty (na przykład 100 czy 200 zł), takich jak na przykład w przypadku wielu funduszy inwestycyjnych (wspomniane wcześniej inPZU pozwala na zakupy już od 100 zł).

ETF-y NA GPW

Aktualnie na warszawskiej giełdzie mamy dostępne tylko 4 ETF-y: dwa naśladujące indeks WIG20TR (WIG20 z dywidendami wypłacanymi przez spółki), kolejny odwzorowujący niemiecki DAX oraz jeszcze jeden, podążający za amerykańskim S&P 500 (wypłaca dywidendę): Lyxor S&P 500.

Kolejne ETF-y są w przygotowaniu, aktualnie czekam na nowy, replikujący indeks średnich spółek mWIG40 - zamierzam go oczywiście od razu przetestować na swoich pieniądzach.

Co ciekawe, mimo bardzo dobrych wyników ETF na S&P 500 Lyxora jest praktycznie kompletnie ignorowany przez bananowe media finansowe i analityków.


Teoretycznie benchmarkiem jest S&P 500 Net Total Return. Jednak ETF Lyxora wypłaca dywidendę dwa razy do roku.

Roczne koszty zarządzania tego funduszu są bardzo niskie i wynoszą tylko 0,15%. Jednostki możemy kupować i sprzedawać w dniach sesji giełdowej na GPW w godz. 9:05 - 17:02.

Minusem jest wystawienie się na ryzyko walutowe (zarządzający inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych je eliminuje) oraz fakt, że Lyxor dokonuje replikacji syntetycznej indeksu, czyli nie kupuje fizycznie akcji z S&P 500, tylko osiąga efekt naśladowania indeksu dzięki swapom z Societe Generale. Poza tym jesteśmy mocno zależni od animatora, który wystawia oferty kupna i sprzedaży (czyli występuje kolejne ryzyko - spreadu). Czasem zdarza mu się przysnąć i nie ma ofert w karnecie.

Dlatego osobiście od dawna deklaruję, że nie zamierzam posiadać znacznej pozycji w tym ETF-ie (powiedzmy kilka, góra kilkanaście tysięcy złotych). Obecnie trzymam na rachunku maklerskim symboliczne 11 sztuk, ale zamierzam powoli zwiększać pozycję.

ZAGRANICZNY ETF Z ODROCZONYM PODATKIEM OD DYWIDENDY

W przypadku bezpośredniego inwestowania w ETF-y na giełdach zagranicznych biurokracja unijna mocno ograniczyła nam dostęp do amerykańskich.

Jesienią szukałem jakiegoś rozwiązania tego problemu i w końcu zdecydowałem się za pośrednictwem DM BOŚ kupić na giełdzie w Amsterdamie jednostki ETF-u z grupy Vanguard: FTSE All-World High Dividend Yield.

Dlaczego akurat padł taki wybór?

ETF wypłaca co kwartał dywidendę, a w tym przypadku otrzymujemy całość brutto i dopiero do końca kwietnia kolejnego roku musimy zapłacić podatek 19% przy rozliczeniu rocznym w Polsce.

Rzeczywiście, zgodnie z planem otrzymałem dwie takie dywidendy (euro przeliczone na złote przez brokera):


W kwietniu zdecydowałem się sprzedać te ETF-y. Chciałem sprawdzić, czy faktycznie cały proces przebiegnie gładko, a dodatkowo uważam, że giełdy były na wysokich poziomach, co oznaczało spore ryzyko przeceny.

Wszystko poszło OK i pieniądze wróciły na konto.


Planuję wrócić do tych ETF-ów w tym roku i potrzymać je tym razem zdecydowanie dłużej. Prawdopodobnie dokupię kolejne w 2020 r. Podoba mi się koncepcja otrzymywania dywidendy co kwartał (na koniec marca roczna stopa dywidendy sięgała 3,49%) i posiadanie taniego, zdywersyfikowanego portfela akcji zagranicznych (opłata roczna za zarządzanie 0,29%).

Minusem obecnie jest wciąż relatywnie wysoki poziom wycen akcji na świecie oraz minimalna prowizja u brokera sięgająca aż 38 zł/9 euro (0,29%) - tu nie można wejść z małą kwotą, bo prowizja zabije sens takiej transakcji.

Oczywiście będę dalej sprawdzał kolejne opcje taniego inwestowania na rynkach zagranicznych i jeśli znajdę coś godnego uwagi, opiszę temat na blogu.

Pominąłem teraz brokerów z CFD, zagranicznych czy instrumenty pochodne (właśnie weszły na rynek kontrakty mikro na CME), czyli generalnie spekulację, tylko bardziej skupiłem się na rozwiązaniach dla osób, które chcą zarabiać na rynkach przy małym zaangażowaniu czasowym.

A tymczasem tyle ode mnie na dziś i ciekaw jestem, jak Wy inwestujecie na rynkach zagranicznych. Zapraszam do podzielenia się doświadczeniami w komentarzach.