poniedziałek, 12 listopada 2018

NBP kupuje złoto. Szykujmy się na wyższą inflację

Po dwudziestu latach przerwy Narodowy Bank Polski (NBP) zaczął kupować złoto. Od początku tegorocznych wakacji polski bank centralny regularnie zwiększa zapasy kruszcu o 26 ton (z czego połowa przypada na październik) i aktualnie sięgają one blisko 130 ton o wartości 5 mld USD (19,2 mld zł).

Złoto ze skarbca NBP (fot. NBP/Flickr)
Prezes NBP Adam Glapiński nie chce komentować motywów tej decyzji, która wywołała spore poruszenie również w mediach. Warto jednak zwrócić uwagę, że realny udział złota w aktywach rezerwowych NBP (425,6 mld zł) nie jest zbyt duży i wynosi nadal jedynie 4,5 proc.

Tradycyjnie złoto uważa się za aktywo chroniące przed inflacją, przydatne także w czasie wojny, gdy papierowe waluty tracą na wartości lub wręcz upadają.

O wojnie trudno mi spekulować, natomiast zauważmy, że w ubiegłotygodniowym komunikacie po posiedzeniu RPP znajdziemy prognozę na 2019 r., w której Rada wyraźnie zapowiada:

"w wyniku pozostającego poza oddziaływaniem polityki pieniężnej wzrostu cen energii inflacja prawdopodobnie przekroczy 2,5%".

Jak w takim razie możemy bronić się przed tą inflacją?


Prawie zawsze w dyskusji od razu pojawia się temat, czy w ogóle oficjalna inflacja CPI podawana przez GUS jest prawdziwa. Osoby kwestionujące jej rzetelność powinny po prostu skrupulatnie prowadzić budżet domowy i porównywać ceny. Sam akceptuję odczyty GUS z zastrzeżeniem, że być może moja prywatna inflacja konsumpcyjna może się w rzeczywistości różnić od oficjalnych danych.

Według wstępnych, szacunkowych danych w październiku inflacja CPI wyniosła w Polsce 1,7%, czyli spokojnie udało nam się ją pokonać na najlepszych lokatach i kontach oszczędnościowych.

W przyszłym roku może być trudniej. Stopy procentowe nadal pozostaną niezmienione, a tak naprawdę najlepsze warunki dla depozytów oferują banki w niezbyt dobrej kondycji finansowej (między innymi Getin Bank czy Idea Bank). Postępująca konsolidacja sektora może spowodować, że w końcu ktoś je przejmie i ciężko będzie znaleźć dobre oferty dla oszczędności.

Dlatego dość naturalnym tropem są obligacje skarbowe indeksowane inflacją.

Od ubiegłego roku powoli zwiększam ich liczbę w swoim długoterminowym portfelu emerytalnym i aktualnie ich wartość przekracza 20 tys. zł (kupuję wyłącznie dziesięciolatki):


A co ze złotem?

Jeśli spojrzymy na jego notowania na przestrzeni dwóch dekad, dla Polaka wydającego PLN-y, nie jest ono wcale złą inwestycją antyinflacyjną. Przez ten okres zyskało blisko 350%:


Dla porównania inflacja CPI w Polsce w latach 1998-2017 wzrosła o ok. 85%.

Jeżeli kupujemy fizyczne złoto, musimy wziąć pod uwagę, że już na starcie jesteśmy kilka procent na minusie (cena monety czy sztabki jest powyżej średniej rynkowej, a przy odsprzedaży musimy zadowolić się niższą ceną). Dlatego w tej formie należy rozważać inwestycje długoterminowe, które wiążą się z kolejnym problemem, czyli przechowywaniem kruszcu (skrytka bankowa kosztuje, a w domu występuje ryzyko kradzieży).

Część osób w ogóle nie uznaje złota i zaciekle je zwalcza. Osobiście zaliczam się do bardzo umiarkowanej sekcji goldbugów, czyli 5-10% kapitału można ewentualnie w nie wrzucić, ale nie ma czym się podniecać.

Co do kryptowalut, przez niektórych nazywanych "cyfrowym złotem" - nadal nie mam do nich przekonania. Jeszcze nikt do mnie nie trafił z logicznym i spójnym przekazem, a rajd niestety przegapiłem (mój błąd).

Natomiast wracając do złota, nadal w średnim terminie zastanawia mnie, jak na jego notowania będą wpływać rosnące stopy procentowe w USA zwiększające atrakcyjność dolara i potencjalnie zmniejszające zyskowność złota i surowców.

W tym roku dolar zyskał do euro ponad 6%, a do złotego blisko 10 (aktualnie kurs znowu przekroczył 3,8 zł).

Nie wiem, co będzie dalej, ale utrzymuję prywatną rezerwę walutową, w tym dość sporo USD:

Do zakupów od lat wykorzystuję kantor internetowy Walutomat. Mogę sobie tu ustawić zlecenie kupna i czekać, aż ktoś sprzeda mi po zadowalającym kursie. Dzięki temu da się czasem kupić waluty poniżej kursów rynkowych.

Spokojnie czekam na dalszy rozwój wypadków.

A co z akcjami? Czy one dają schronienie przed inflacją?

Do pewnego stopnia. Nawet jeśli cena pasty do zębów czy papieru toaletowego wzrośnie, musimy je kupować i dlatego ich producenci mogą przerzucać przynajmniej część wzrostu cen na konsumentów. Natomiast tu trzeba byłoby dokładnie analizować spółki i na przykład zbadać, jak wyższe ceny energii odbiją się na ich zyskowności w przyszłym roku.

Dodatkowo ryzyko możemy rozproszyć kupując od razu gotowy portfel spółek, czyli fundusz indeksowy. Obniżamy w ten sposób również koszty i ograniczamy czas na analizy. Poza tym ciężko wygrać z indeksem z powodu jego natury - usuwa się z niego słabe spółki, a rośnie udział zwycięzców.

Za to nie możemy od niego oczekiwać spektakularnych sukcesów typu historia wzrostu notowań CD Projektu. Dlatego jakimś pomysłem jest wydzielenie części kapitału do inwestowania w pojedyncze akcje i inne spekulacje.

Jeśli spojrzymy na dane historyczne indeksu MSCI World obejmującego ponad 1600 spółek (Apple, Microsoft, Amazon itd.) z 23. najbardziej rozwiniętych rynków, to w ostatnich 10 latach zyskiwał on średnio rocznie ok, 9%, a w horyzoncie trzydziestoletnim nieco ponad 8%.

Problem w tym, że dość rzadko trafiają się lata z tego typu stopą zwrotu. Wahania są bardzo duże:

Dlatego trzeba być do nich przygotowanym mentalnie: nastawić się na długi termin ze świadomością dużych obsunięć po drodze i wspomagać różnymi sprawdzonymi sposobami - na przykład regularnymi zakupami za stałe kwoty.

W Polsce od niedawna na bezpłatnej platformie TFI PZU mamy dostępny tani fundusz indeksowy inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych bazujący na indeksie MSCI World Index. Więcej na ten temat znajdziecie w oddzielnym wpisie:

Rewolucja w polskich funduszach inwestycyjnych! Czas przygotować strategię

Start wypadł w ciężkim momencie dla giełd, które w październiku zanurkowały, ale mój testowy portfel funduszy inPZU jakoś specjalnie nie ucierpiał:


Kolejnym tropem antyinflacyjnym są nieruchomości.

Generalnie nawet przy obecnych już dość wysokich cenach w Polsce powinny one dawać ochronę przed inflacją. Natomiast co do zysków, wszystko zależy od poszczególnych przypadków, a głównym czynnikiem, jak zawsze, jest właściwa lokalizacja.

Minusem nieruchomości jest konieczność angażowania sporego kapitału i ich ograniczona płynność. No i nie każdy ma chęć i czas na angażowanie się w wynajem - "dochód pasywny" w tym przypadku uznaję za bardzo duży skrót myślowy :)

A jakie instrumenty Waszym zdaniem najlepiej chronią przed inflacją? No i czy faktycznie będzie ona zagrożeniem dla oszczędności w 2019 r. i kolejnych latach?