poniedziałek, 7 grudnia 2015

Bankierzy kontra materace, czyli trwa wojna o pieniądz

3 grudnia Europejski Bank Centralny obniżył depozytową stopę procentową dla banków trzymających  rezerwy w EBC z -0,2 do -0,3%. Równocześnie EBC przedłużył program skupu obligacji do marca 2017 r., rozszerzając go o dług regionów.

Rynki oczekiwały, że Mario Draghi wyciągnie zza pazuchy obiecywaną "bazookę" i zwiększy skalę QE z 60. do 70 mld euro miesięcznie, więc rozczarowani inwestorzy przystąpili do sprzedaży akcji doprowadzili do spadku indeksów giełdowych. W tym samym czasie doszło do gwałtownego umocnienia się euro do dolara.

Fot. EBC/Flickr
Jeszcze przed posiedzeniem EBC "the Economist" opublikował artykuł "Bankers v mattresses" ("Bankierzy kontra materace"). w którym znajdziemy sporo informacji z frontu trwającej wojny o pieniądz.

Zacznijmy od tego, dlaczego EBC stosuje ujemną stopę procentową wobec banków komercyjnych.


W ten sposób próbuje wymusić na nich aktywniejszą akcję kredytową. Na razie bez zakładanego efektu.

O ile skup obligacji dał odetchnąć rządom państw peryferyjnych i obligatariuszom, to EBC nie potrafi zmusić przedsiębiorców i gospodarstw domowych do zwiększenia wydatków i masowego zaciągania nowych długów, pomimo niskiego kosztu pieniądza.

Widać awersję do ryzyka i zwycięża przekonanie: jeśli nie mam na oku rentownego projektu czy inwestycji, po co mi dodatkowy, nawet bardzo tani kredyt? Wolę trzymać pieniądze choćby w materacu i poczekać na lepsze czasy.

Do tych materacy próbują dobrać się bankierzy. Różnymi sposobami.

Jeszcze niedawno najniższą stopą procentową było okrągłe zero. Teraz nie tylko EBC stosuje ujemne wartości. W Europie podobnie postępują Szwedzi czy Duńczycy.

Dzięki temu dodatkowo wzrasta presja na lokalną walutę, a jej osłabienie pomaga eksportowi - zauważmy, jak rozpaczliwe kroki podejmuje w tej sprawie szwajcarski SNB, który w styczniu sprzecznymi komunikatami i decyzjami posunął się wręcz do próby podkopania swojej wiarygodności i zmiany postrzegania franka jako bezpiecznej przystani.

W listopadzie nieduży Alternative Bank Schweiz ogłosił, że od początku 2016 r. będzie stosował ujemną stopę procentową na rachunkach bieżących klientów (-0,25%) oraz dla depozytów powyżej 100 tys. euro (-0,75%).

Ze swojej strony mogę wskazać przykład z naszego podwórka - bank PKO BP oferuje na koncie oszczędnościowym we frankach 0,01%  rocznie i równocześnie pobiera opłatę za konto 1 zł miesięcznie (przeliczaną na CHF). W praktyce oznacza to ujemne oprocentowanie:


Na zwykłych złotowych ROR-ach nikogo już nie dziwi okrągłe zero przy oprocentowaniu i konieczność spełnienia określonych warunków, aby bank nie obciążył nas opłatami. W praktyce większość z tych kont oferuje ujemne efektywne oprocentowanie.

Dlatego w takich okolicznościach zamiast fatygować się do banku, prościej pieniądze trzymać w domu, choćby w materacu (co też nie jest idealnym rozwiązaniem, ponieważ istnieje przecież ryzyko kradzieży).

Co na to bankierzy?

Jak łatwo się domyślić, coraz głośniej postulują ograniczenie lub wręcz likwidację gotówki (wcześniej pisałem o tym w innym artykule).

Wiele państw obniżyło limit poszczególnych płatności gotówkowych do tysiąca euro, co łatwo tłumaczy się walką z szarą strefą, przestępczością i terroryzmem.

We wrześniu br. główny ekonomista Banku Anglii Andy Haldane otwarcie zaproponował całkowitą likwidację fizycznej gotówki. Jak wyjaśniał, w ten sposób Bank Anglii zyskałby narzędzie, które zmuszałoby posiadaczy oszczędności do wydatków konsumpcyjnych po wprowadzeniu ujemnego oprocentowania na ich rachunkach bankowych.

Na razie jest to jedynie głos w dyskusji i Haldane musi się zadowolić wprowadzeniem do obiegu plastikowych banknotów, co nastąpi w drugiej połowie 2016 r.

Otwartym wrogiem gotówki jest też Ken Rogoff z Harvardu, który od dawna chce zdelegalizować fizyczne dolary, ponieważ są one wykorzystywane do rozliczeń między przestępcami oraz osobami unikającymi opodatkowania.

Ujemnie oprocentowanie rachunków bankowych wywołałoby trudne do przewidzenia skutki w gospodarce. Mogłoby dojść do takich absurdów, że przedsiębiorstwa płaciłyby za swoje zobowiązania z wyprzedzeniem, a przeciągały przyjecie płatności.

Z kolei zwykli obywatele poszukiwaliby alternatyw do przechowania pieniądza od kryptowalut, metali szlachetnych poprzez regulowanie swoich rachunków z góry, zakup kart podarunkowych czy rocznych biletów na komunikację miejską aż do doładowań telefonów i tysięcy innych pomysłów.

Polska znajduje się w nieco innej sytuacji - podstawowa stopa referencyjna NBP wynosi 1,5% i spadnie w przyszłym roku do 1,25 lub 1%. O polskiej wersji LTRO dopiero się dyskutuje.

Jednak w epoce globalizacji rozwiązania przyjmowane przez Zachód prędzej czy później trafią i do nas. Dlatego trzeba im się uważnie przyglądać i wyciągać własne wnioski.