środa, 24 czerwca 2015

Szykują nowe podatki dla banków i supermarketów oraz pomoc dla zadłużonych we frankach

W 2010 r. PiS złożył w Sejmie projekt wprowadzenia nowego podatku w wysokości 0,39% pobieranego corocznie od aktywów banków, ubezpieczycieli i funduszy inwestycyjnych. Zalety podatku zachwalała wtedy Beata Szydło, obecnie oficjalna kandydatka opozycji na premiera.

O ile w poprzednim rozdaniu sejmowym pomysł przepadł, to teraz staje się on coraz bardziej realny, o czym świadczą aktualne sondaże przedwyborcze oraz kolejne doniesienia prasowe. Dzisiejszy "Dziennik Gazeta Prawna" szacuje, że wpływy z tego tytułu wyniosłyby ok. 7,4 mld zł rocznie (z czego ponad 6 mld zł przypadałoby na sektor bankowy).

źródło: materiały prasowe
Dodatkowo PiS chce jeszcze przykręcić śrubę dużym sieciom handlowym i nałożyć na nie nowy podatek obrotowy. Tu budżet miałby zarobić nieco mniej, czyli ok. 3 mld zł rocznie.

Oczywiście tych pieniędzy nie starczy na spełnienie takich obietnic wyborczych jak obniżenie wieku emerytalnego, zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 8. tys. zł czy miesięczny dodatek po 500 zł na każde dziecko. 

Spekulacje prasowe potwierdza były wiceminister skarbu Paweł Szałamacha - Te propozycje cały czas leżą na stole, one są sensowne i będę zabiegał, by weszły w życie.

Ten sam Paweł Szałamacha postuluje również, aby zadłużeni we frankach mieli prawo do  przewalutowania kredytu hipotecznego po kursie z 14 stycznia 2015 r.

Przypomnę, że kurs średni franka w NBP tego dnia wynosił 3,5712 zł. Dziś widzimy 3,9884 zł. Nie znamy przyszłości i trudno powiedzieć, czy kiedyś frank nie wróci do poziomów z pierwszej połowy stycznia lub niższych, ale już wiadomo, że PiS zaczyna nieco łagodzić radykalne stanowisko. Jeszcze niedawno prezydent-elekt Andrzej Duda domagał się przewalutowania kredytów po kursie z dnia ich zaciągnięcia.

Jak Wam podobają się te pomysły?


Kiedy niedawno banki zaproponowały swoją wersję pomocy "frankowiczom", wiele osób uznało ją za niepoważną i dlatego piłeczka znalazła się po drugiej stronie - u regulatora.

Zainteresowanych tematem odsyłam do opracowania KNF.

Do wyborów zostało jeszcze kilka miesięcy, więc wszystkie te postulaty traktujmy z pewnym dystansem. Jednak o ile władzy nie utrzyma PO (na co się zanosi), to każde inne rozdanie, moim zdaniem, oznacza przykręcenie śruby bankom i zagranicznym sieciom handlowym, ponieważ spodoba się to wyborcom.

Nie będę teraz wartościował, czy to dobre pomysły, czy złe. Obstawiam, że ostatecznie i tak zapłaci klient poprzez kolejne podwyżki opłat w bankach czy wyższe ceny na półkach w hipermarketach.

Mnie bardziej interesuje ich wpływ na giełdę.

Zauważmy, że sektor finansowy obejmuje aż niemal połowę wartości portfela indeksu WIG20 (ściślej mówiąc niespełna 47 proc.), a nieco mniej, bo niespełna 37 proc.portfela indeksu WIG. Dlatego od kilku miesięcy zachowuję dużą rezerwę wobec polskich akcji, a szczególnie dotyczy to branży finansowej.

No dobrze, ale czy te 7,4 mld zł nowego podatku, w tym 6 mld zł ściągnięte z banków, to dużo czy mało?

W zeszłym roku wszystkie banki działające w Polsce zarobiły 16,2 mld zł (dane KNF), czyli nowa danina stanowi aż 37 proc. zysku netto sektora. Co więcej, banki zakładały w kwietniu br. , ze zarobią w 2015 r. mniej o ponad 10 proc. (zaciąży im między innymi wyższa składka na BFG).

Poza tym dodatkowych szacunków wymagałaby propozycja związana z przewalutowaniem kredytów we frankach po kursie z 14 stycznia br.

Dlatego z wielką ostrożnością podchodziłbym do optymistycznych rekomendacji biur maklerskich, których modele wyceny akcji metodą DCF nie uwzględniają nowego podatku. Wrzucamy podatek i piramidka przewraca się niczym domek z kart.

Spójrzmy na przykład na PKO BP. Na koniec I kwartału 2015 r. aktywa banku sięgały 256,6 mld zł. Wynika z tego, że przy zachowaniu obecnej sumy bilansowej na koniec 2015 r., podatek wyniósłby ok. miliard zł (0,0039 x 256,6 mld zł). To niemal jedna trzecia zysku netto za 2014 r. (3,254 mld zł).

Tym samym z automatu w miarę atrakcyjny teraz wskaźnik C/Z skoczyłby z 12,8 do 19.

Na dodatek ostatni raportowany kwartał był słaby i bank wykazał niespełna 650 mln zł zysku, czyli o ponad 19 proc. mniej niż przed rokiem. Poza tym bank posiada spory portfel kredytów denominowanych w CHF (w części przejęty od połkniętej Nordei).

Dziś zarząd PKO BP zadeklarował, że na początku przyszłego roku przedstawi nową strategię do 2020 r., ale przecież nie wiadomo, czy po wyborach prezes Jagiełło w ogóle utrzyma swoje stanowisko.

Teoretycznie wszystkie te negatywne czynniki mógł już zdyskontował kurs. Zauważmy, że od zeszłorocznego maksimum w lutym na poziomie powyżej 44 zł akcje PKO BP potaniały o niemal 30%:

Kliknij, aby powiększyć
Jeszcze na początku maja wykres dawał nadzieję na zmianę kierunku, ale kiedy 10 maja okazało się, że kandydat PiS wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich i tym samym banki prawdopodobnie znajdą się pod presją w nowym układzie sił w parlamencie, pojawiła się kolejna gwałtowna fala wyprzedaży.

Poza tym zwracam uwagę, że ewentualny podatek bankowy może wywołać duże turbulencje wśród mniejszych banków (część z nich jest dodatkowo "zadżumionych" frankami). Ze względu na strukturę bilansu byłby on relatywnie łagodniejszy na przykład dla PZU (ok. 280 mln zł rocznie), ale tu problemem z kolei jest wcielany w życie kontrowersyjny pomysł tworzenia polskiej grupy finansowej i "repolonizacji" banków.

Czy obecne ceny to okazja do kupna?

Niech każdy sam rozstrzyga. Osobiście wolę przyglądać się z boku (pomijając niewielkie pakiety akcji na rachunku IKE), spokojnie czekając na gotówce z powodów wyjaśnionych w innym artykule.

Natomiast nie patrzę na nasz rynek wyłącznie w czarnych barwach. Mimo wszystko nasza gospodarka rozwija się w całkiem przyzwoitym tempie, stopy procentowe są i pozostaną niskie, a WIG trzyma się dzielnie wyraźnie powyżej 50 tys. pkt.

Dlatego nie wykluczam zakupów za drobne kwoty na GPW w czasie sezonu wakacyjnego --spróbuję przyjrzeć się innym spółkom i napisać o nich na koniec czerwca. Jednak z poważniejszymi decyzjami zaczekam zapewne do października, kiedy poznamy rzeczywiste wyniki wyborów. 

Nie chodzi wyłącznie o to, kto konkretnie będzie rządził i ile krwi inwestorom napsują politycy ale też o fakt, że rynek bardzo nie lubi atmosfery niepewności. Niech więc zapadnie ten wyrok.