piątek, 14 września 2012

Znowu furczą drukarki - co robić z pieniędzmi?

No i w końcu stało się to, na co czekaliśmy od ponad roku. Rozpoczynamy kolejną fazę drukowania dolarów (QE3):

Czy to ożywi amerykańską gospodarkę. a może wcześniej doprowadzi do gwałtownego skoku inflacji?

Pojawiają się różne opinie, a sam Bank Rezerwy Federalnej rzecz jasna widzi przyszłość w dość różowych barwach (obrazki i wykresy powiększają się po kliknięciu w nie):


Jak do tej pory w tym środowisku rozumianym jako świat inwestycji świetnie sobie radził Ray Dalio, który zdaniem "FT" zdetronizował w tym roku sędziwego Sorosa i stał się prawdziwym królem funduszy inwestycyjnych.

Symbolem jego potęgi będzie zapewne nowa siedziba funduszu Bridgewater powstająca kosztem 750 mln dolarów w Stamford, co w trudnych czasach dla funduszy hedgingowych zapewne działa na nerwy rywalom.

O Dalio parę razy wspominałem na blogu i kluczem do zrozumienia jego podejścia do rynków (a gra na nich głównie tematy makro) jest zrozumienie jego koncepcji delewarowania.

W skrócie - w jego modelu rozpoznaje się dwa duże cykle: krótszy, gospodarczy trwający 5-8 lat i dłuższy - cykl długu obejmujący 50-70 lat. Cykl gospodarczy zwykle kończy się recesją, ponieważ bank centralny podnosi stopy procentowe i ogranicza kredyt przy okazji gasząc popyt.

Cykl długu kończy się delewarowaniem, ponieważ brakuje na rynku odpowiednich "dostarczycieli" kapitału oraz jego odbiorców. I nic tu nie daje samo obniżanie stóp procentowych, które świetnie się sprawdza w przypadku tradycyjnej recesji.

Cykl długu jest słabo rozpoznany i rozumiany, ponieważ wydarza się bardzo rzadko. Zdaniem Dalio tego typu recesję można zakończyć przez odpowiednie wykorzystanie całego wachlarza instrumentów: restrukturyzację długów, ich redukcję, programy oszczędnościowe, "drukowanie" pieniędzy czy transfer części bogactwa najzamożniejszych do biednych (przez podatki).

Dalio uważa, że w USA ten proces przeprowadzany jest jak na razie niemal wzorcowo (w przeciwieństwie na przykład do weimarskich Niemiec, kiedy przesadzono z drukowaniem pieniędzy). Dalio prognozuje umiarkowany wzrost amerykańskiej gospodarki (ok. 2 %).

Nam jest to ocenić znacznie trudniej w odniesieniu do polskiego rynku, ponieważ podobna delewaryzacja dotyczy całej Unii i w środku tego kotła znajdujemy się my.

Trzeba przyznać, że brak euro nam teraz wybitnie pomaga.

Podobnie bycze wskazania na wykresach:


Są one o tyle ciekawe, że można teraz wejść na rynek w wybrane przez nas akcje (jedna z metod selekcji + system) ze stosunkowo niedużym ryzykiem ustalonym  jako zleceniem obronnym typu stoploss zgranym z niedawno przebitym oporem na indeksie WIG zamienionym obecnie we wsparcie (umownie niech to będzie ~42 tys. pkt).

Podobnie technicznie dobrze wygląda złoto, potwierdzające wspominaną na blogu jesienną siłę sezonową.

Na co należy uważać? Na nadmierną pewność siebie, która może doprowadzić do ruiny psychicznej i finansowej. Nie można się bać ryzyka i trzymać wszystkich pieniędzy w skarpecie/na lokacie, ale na wszelkich rynkach finansowych zawsze czyhają sępy gotowe pożywić się pychą i chciwością naiwnych miłośników bursztynowego złota.

Zresztą  wspomniany dziś Dalio mówił ostatnio tak o aktywnym inwestowaniu na rynkach kapitałowych:

Przeciętny inwestor i większość ludzi nie powinni grać w tą grę. Przegrają przy stole do pokera.


Oczywiście większość inwestorów uważa, ze wcale nie są przeciętni, tylko nadzwyczajni (w tym czasami ja:).

Sam znalazłem na to niezłe lekarstwo (w transakcjach dyskrecjonalnych): od dłuższego czasu po otwarciu pozycji podchodzę do niej tak, że od razu popełniłem błąd i niech mi rynek udowodni, że się mylę.

Dlatego zawsze łatwiej ma początkujący i proponuję zacząć od zbudowania funduszu awaryjnego (min. 3-6 miesięcy na przeżycie), spłaty długów, zadbania o zdrowie (ogólnie inwestycji w siebie) i powolne wchodzenie na rynki (można sobie pomarzyć na demo FX).

Dla pozostałych podałem kilka moich pomysłów wyżej (giełda, złoto) - oczywiście mogą one przynieść zarówno zysk, jak i stratę. Proszę wchodzić tylko w takie inwestycje, które dokładnie rozumiemy i umiemy dość dokładnie ocenić ile możemy na nich maksymalnie stracić.