Pewnie wielu początkujących inwestorów zastanawia się jak przewidzieć giełdowy krach i od razu należy jasno napisać - tego precyzyjnie nie da się w żaden sposób dokładnie wyznaczyć, o ile nie masz odpowiednich środków, aby go wywołać. Wtedy sytuacja wygląda nieco inaczej.
Jednak dla drobnego czy nawet całkiem sporego inwestora takie instrumenty są raczej niedostępne. Pozostaje błądzenie po omacku i stawianie hipotez za pomocą różnych narzędzi, może to być analiza techniczna, wróżenie z gwiazd, obserwacja mediów i znajomych, badanie danych makro i mikro, sprawozdań spółek oraz tysiąc innych sposobów.
Żaden z nich nie jest precyzyjny i dokładny, więc na przykład podążający za trendem wolą nie zgadywać i tracą, kiedy kierunek się zmienia lub go nie ma, głęboko wierząc, że długoterminowo uda im się wyjść na swoje i wielu z nich to udowadnia.
Od pewnego czasu problemem badania zachowań rynków kapitałowych zajmuje się ekonofizyka. Zauważmy, że tak jak w pewnym momencie w górach zostaje zaburzona kohezja i rusza lawina w dół, podobnie dzieje się na giełdzie.
Zatem, jeśli popatrzymy na zachowania stadne często pojawiające się na przeróżnych rynkach, podobieństwo wydaje się dość spore.
Trzeba tu poczynić zastrzeżenie, że wcale nie należy cały czas walczyć z tłumem - jak się obiegowo sądzi, i na siłę szukać argumentów przeciw. Raczej chodzi o wychwycenie momentów zwrotnych tuż po ich wystąpieniu, czyli chwili, kiedy ludzi ogarnia gorączka cukru czy złota. Wtedy już się nie kupuje, tylko czeka na sygnał sprzedaży i zaczynamy od nowa, jak w tym ciągle przywoływanym dowcipie z 1997 roku:
A teraz, co z tą ekonofizyką?
W lutym ukazała się praca na temat przewidywania potencjalnych krachów. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z nią bliżej, albo chociaż artykułem w "Wired Science".
Naukowcy skupili się na zachowaniu stadnym akcji (odrzucili na przykład zmienność) i w ten sposób powstał wykrywacz krachów:
W uproszczeniu - rynki osiągają punkt wrzenia, kiedy cały tłum idzie w jednym kierunku (bez względu na to czy w górę, czy w dół). Główną miarą jest zachowanie się poszczególnych spółek względem siebie nawzajem i obierany kierunek. Idąc tym tropem - warto śledzić choćby najprostsze wskaźniki, takie jak liczba spółek rosnących i spadających, czyli w programie do AT powinien temu pomocniczo służyć wskaźnik Advance/Decline Index (ewentualnie AD Line itp.)
Na razie są to wciąż wstępne testy ekonofizyków, ale niestety, jeśli okaże się, że maja rację i ich badania staną się powszechnie znane, wtedy znaleziona zależność najczęściej przestaje działać. Taki paradoks rynków kapitałowych.