poniedziałek, 7 lipca 2008

John C. Bogle radzi inwestującym w fundusze

Podejrzewam, że nie każdy wie kim jest John C. Bogle. W 1974 założył on grupę funduszów Vanguard, które w tej chwili należą do największych na świecie.

Mimo zbliżającej się osiemdziesiątki wciąż imponuje aktywnością i chociaż nie zarządza już bezpośrednio firmą, ciągle wpada do biura, aby sprawdzić jak idą interesy.

Nadal występuje też w mediach i na branżowych konferencjach.

Jaka jest jego filozofia inwestowania?


Bogle twierdzi, że dla przeciętnego zjadacza chleba lepszym wyborem od aktywnie zarządzanego funduszu jest indeksowy (skąd my to znamy ?:)

Poza tym istotne jest, aby fundusz miał jak najniższe koszty (sprawdź ile płacisz za zakup, ile wynosi coroczna opłata za zarządzanie i ewentualne opłaty przy konwersji/sprzedaży).

Uważaj na koszty doradztwa finansowego. Czy zyski z niego przewyższają wydatki?

Chodzi tu o dodatkowe koszta jakie ponosisz przy płatnych serwisach internetowych czy przy opłatach w banku/ biurze maklerskim za doradztwo finansowe. Ja na przykład zrezygnowałem z kupowania 2 gazet finansowych ponieważ informacje tam zawarte w żaden sposób nie poprawiały wyników moich inwestycji.

Wydatki miesięczne 150 zł oznaczają 1800 zł rocznie- wydaje mi się, że to zbędna ekstrawagancja i tylko czasem kupuję sobie pojedyncze wydania, a i tak Internet oferuje taką kopalnię informacji, że nie jestem w stanie przyswoić sobie nawet ich ułamka.

Kolejna wskazówka Bogle`a:

Nie wybieraj sezonowych gwiazd. Zbyt wielkie zyski w niedawnej przeszłości mogą prowadzić do równie spektakularnych strat.

U nas świetnym przykładem są fundusze małych i średnich spółek, które po fantastycznych stopach zwrotu do zeszłego lata, ponoszą teraz równie kolosalne straty.

Bogle podpowiada, żeby wyniki z przeszłości wykorzystać raczej do sprawdzenia, czy dany fund przynosi stałe, satysfakcjonujące stopy zwrotu na przestrzeni lat.

Innym problemem może być wielkość funduszu. Jeśli stanie się on zbyt wielki, jego wyniki mogą gwałtownie pogorszyć się ze względu na jego nieruchawość.

Następną kwestią jest ilość posiadanych funduszy.

Według Bogle`a wystarczy kilka (5-6) z różnych klas, aby rozproszyć ryzyko w odpowiedni sposób. Zbyt wielka ilość prowadzi do chaosu – trudniej je kontrolować, rosną koszty, a korzyści z dywersyfikacji stają się mocno wątpliwe.

Kolejną istotnym zagadnieniem jest trzymanie inwestycji, czyli Bogle uważa, żeby kupić jednostki i trzymać bez względu na sytuację na rynku, ponieważ w długim okresie nie da się przewidzieć, gdzie wystąpią górki i dołki.

Tutaj nie zgadzam się z nim do końca, ale rozumiem.
Wiadomo, że przedstawiciel branży nigdy nikomu nie powie, żeby kiedykolwiek wycofywać się z jego biznesu. Nie będzie podcinał gałęzi, na której siedzi.

W sumie rada dla większości osób nie śledzących bieżącej koniunktury na pewno ma
sens, ale uważam, że każdy rozsądny inwestor przynajmniej częściowo powinien i tu kontrolować ryzyko.

Jeśli ktoś chce zapoznać się z ciekawym wystąpieniem Johna Bogle`a z czerwca, zachęcam do przeczytania w linku.

W swojej prezentacji Bogle między innymi przekonuje o wyższości inwestowania długoterminowego nad krótkoterminową spekulacją oraz odnosi się do nowinek z ostatnich lat czyli ETFów, BRIC i innych wynalazków.