środa, 14 marca 2018

Im mniej poświęcasz giełdzie, tym więcej zarabiasz?

Niedawno opisywany na blogu przypadek GetBacku wcale nie jest odosobniony. Każdy inwestor giełdowy prędzej czy później przeżywa podobne nieprzyjemne doświadczenie.

Czy możemy tego uniknąć?

Nawet najstaranniejsza selekcja nie da żadnej gwarancji. Owszem, potrafimy zredukować ryzyko, starając się dobierać odpowiednie spółki do portfela i dbając o to, żeby rozproszyć ryzyko przez wybór większej liczby walorów (co najmniej 5-7 spółek).


A i tak w okresie bessy większość tych akcji będzie tanieć.

Poza tym nie ma też pewności, że mimo najszczerszych chęci i włożonego wysiłku nie przegramy ze zwykłym indeksem giełdowym, także z powodu dodatkowych kosztów w postaci prowizji.

Skoro większość zarządzających funduszami nie potrafi pokonać indeksu, jakie szanse ma amator? Statystycznie raczej niewielkie.

Dlatego na świecie popularne są tanie ETF-y, czyli notowane na giełdzie fundusze odwzorowujące zachowanie danego aktywa, na przykład indeksu giełdowego.

W teorii regularnie kupujemy ETF-y, nie zawracając sobie głowy bieżącą sytuacją na giełdzie i wyciągamy okrągłą sumkę za X lat, na przykład na dodatkową emeryturę (warto uzupełnić portfel o relatywnie bezpieczne instrumenty, które wygładzą nam zmienność).


W praktyce zobaczymy, co się stanie z ETF-ami w czasie bessy, kiedy pasywni inwestorzy stracą nerwy i już jako aktywni rzucą się do wyjścia.


W Polsce dodatkowym problemem jest brak ETF-u odwzorowującego zachowanie indeksu WIG. Dysponujemy tylko funduszem ETFW20L naśladującym WIG20.

Doskonały ubiegły rok nieco zaciemnił obraz. W perspektywie pięciu lat ten ETF zyskał tylko 9,05%, czyli mniej niż lokata bankowa.


Mimo wszystko sam trochę na tym ETF-ie zarobiłem. Ostatnio znowu kupiłem kilka sztuk na rachunku IKE i niech leżą, czekając na lepsze czasy. Ewentualnie będę trochę dobierał na niższych poziomach. A jeśli wyraźnie spadnie Zachód, zainteresuję się ETF-em na DAX-a czy S&P 500.

W horyzoncie pięcioletnim znacznie korzystniej prezentują się dwa pozostałe ETF-y z GPW: na amerykański S&P 500 (+110,7%) oraz niemiecki DAX (+53,4%).


Przy okazji przypomnę o istnieniu funduszu indeksowego Ipopemy podążającego za indeksem mWIG40. No i dochodzi jeszcze ING i jego trzy fundusze indeksowe. Z kolei w ofercie Quercusa znajduje się fundusz z dźwignią, czyli Quercus lev (2 x WIG20). Oprócz nich na naszym rynku znajdziemy również fundusze umożliwiające obstawianie spadków indeksu WIG20: Altus Short, Quercus Short oraz Ipopema Short.

Jednak wciąż z tyłu głowy kołacze mi myśl, że rozpoczęta 6 marca 2009 roku hossa w USA znajduje się w dojrzałym stadium.


Nadal nie widać czytelnych technicznych sygnałów sprzedaży, choć do myślenia daje wzrost zmienności.

Fundamentalnie od jesieni ubiegłego roku Bank Rezerwy Federalnej powoli wycofuje się z luźnej polityki monetarnej, co powinno skutkować podobnymi wstrząsami na rynkach, jak ten z przełomu stycznia i lutego.

Obecną niejasną sytuację można przeczekać na gotówce (do wyboru: lokaty i konta oszczędnościowe lub obligacje) czy w funduszach pieniężnych.

Taki fundusz da się dodatkowo opakować w IKE, aby uniknąć płacenia podatku Belki. Możemy poczekać do ukończenia 60. roku życia i wypłacić całość bez podatku albo na przykład dokonać wcześniej częściowej wypłaty, płacąc podatek od zysku.

Dla wielu osób zapewne istotny jest niski próg wejścia, często tylko 50-100 zł, czyli da się oszczędzać i inwestować nawet niewielkie kwoty. No i możemy przerzucać środki pomiędzy różnymi kategoriami funduszy bez podatku w ramach tak zwanego parasola (na przykład z pieniężnego na bardziej agresywny).

Dużym minusem polskich TFI są za to wysokie koszty.

Do tańszych zaliczam NN Investment Partners, gdzie w przypadku IKE Plus obowiązują obniżone opłaty za zarządzanie (jednostki kategorii K, brak innych kosztów). Do wyboru są 23 fundusze.

We wspomnianym wyżej IKE Plus NN Investment Partners znajdują się na przykład fundusze cyklu życia, które z automatu zmieniają skład na mniej agresywny w miarę zbliżania się uczestnika do wieku emerytalnego.

Tutaj otworzysz bezpłatne IKE Plus w NN Investment Partners >>


PODSUMOWANIE

Całkiem możliwe, że generalnie dla większości osób najlepszym pomysłem jest jak największa automatyzacja inwestycji giełdowych, ponieważ efektywniej poświęcić swój czas i wysiłek na zupełnie inne aktywności niż zwykle jałowe próby pokonania rynku.

Dlaczego w takim razie sam tak nie robię?

Po prostu zajmuję się inwestowaniem zarówno dla zysku, jak też jest ono moim hobby. Ktoś gra w "Counter-Strike'a", inny go ogląda, a ja wolę rynki kapitałowe.

Zdaje sobie sprawę, że mogą mi się przytrafić gorsze okresy, więc zacząłem delikatnie korzystać z ETF-ów jako substytutu pasywnego inwestowania.

Zrobiłem tak też chętnie z powodu mojego obecnie pesymistycznego osobistego nastawienia do giełd - w ogóle nie posiadam obecnie żadnych akcji w portfelu. Dla mnie to raczej rzadka sytuacja. Jeżeli się mylę i nastąpią wzrosty, wpadną jakieś drobne zyski z ETF-ów.

Natomiast tak z czysto racjonalnego punktu widzenia, prawdopodobnie lepiej przeznaczyć czas na przykład na dokształcanie się i zdobywanie nowych umiejętności, niż poszukiwanie Świętego Graala na giełdzie po godzinach.

Poza tym zbyt duża aktywność na pewno oznacza wyższe prowizje płacone u maklera, a w międzyczasie kapitał trzymany przez pasywnego amerykańskiego inwestora w ETF-ie na S&P 500 wzrósł mu od marca 2009 r. o ponad 300 procent. O ile nie kombinował z szukaniem dołków i szczytów.

Równocześnie nie zapominajmy, że wcześniej ten sam amerykański inwestor mógł stracić ponad połowę kapitału w kilkanaście miesięcy, jeśli nie wytrzymał nerwowo i sprzedał w okolicach dna na przełomie 2008 i 2009 r.

Dlatego pasywne inwestowanie jest proste, ale nie jest łatwe. Nigdy też nie będzie oznaczało całkowitego wyeliminowania stresu, który daje o sobie znać w czasie każdej głębszej przeceny, kiedy do sprzedaży dodatkowo zachęcają straszące końcem świata media.