W piątek najsilniej spadającą spółką na GPW był windykator GetBack. Ponad 20 procent zjazdu w jeden dzień robi wrażenie. Na dodatek spółka zachowywała się słabo już od pięciu miesięcy i od ubiegłorocznego szczytu w sumie schudła aż o 55 procent.
Aby powiększyć wykres, proszę kliknąć w obrazek poniżej.
Bezpośrednią przyczyną piątkowego wodospadu stała się informacja, że spółka rozważa przeprowadzenie dwóch potężnych emisji akcji (w sumie nawet 70 mln sztuk). Aktualnie kapitał spółki dzieli się na 100 mln akcji, więc takie rozwodnienie zmroziło inwestorów.
Jednak nie tylko ono.
Zawiodła też komunikacja spółki.
Pod koniec października prezes Konrad Kąkolewski zapowiedział przedstawienie polityki dywidendowej spółki w ciągu 1-2 miesięcy. Do tej pory jej nie ma.
W grudniu prezes zapewniał, że spółka pracuje nad strategią, którą zaprezentuje w I kwartale br.
Tymczasem kurs osuwał się coraz niżej.
Dlatego wiele osób zaczynało się zastanawiać, co jest nie tak z GetBackiem. Niby spółka tania fundamentalnie, a jednak jej notowania zsuwają się coraz niżej.
Jeszcze 20 lutego prezes Kąkolewski uspokajał, że firma świetnie się rozwija. Stwierdził wręcz "widzę fundamentalne uzasadnienie, żeby kupować teraz nasze akcje (...) Widzę bardzo duży potencjał wzrostowy.":
Rynek wszystko zweryfikował. Również rekomendacje i zawarte w nich wyceny:
źródło:BiznesRadar.pl |
Przypomnę, że nie do końca ufałem liczbom przedstawianym przez spółkę i jej gwałtownemu rozwojowi. Dlatego ostatecznie zdecydowałem się na zapis za 20 tys. zł, choć posiadałem wolną gotówkę na znacznie większe zakupy.
Po redukcji ostatecznie dostałem 390 akcji po 18,5 zł.
Mój plan był taki, aby sprzedać zaraz po debiucie, najlepiej z zyskiem. Operacja okazała się średnio udana:
Na dodatek musiałem trochę się gimnastykować, aby cokolwiek z tego wycisnąć, ponieważ w pewnym momencie kurs nawet spadł poniżej 18,5 zł.
Później notowania ruszyły w górę, ale nie wróciłem do spółki, ponieważ wciąż nie rozumiałem w jaki sposób osiąga ona tak znakomite wyniki finansowe pokazywane w raportach - w skrócie: GetBack agresywnie skupuje długi ponosząc wysokie koszty finansowania i wykazuje w raportach nadzwyczajne zdolności do odzyskiwania długów. To mnie powstrzymywało przed wejściem również po spadkach:
Im więcej czytam o #GetBack, tym mniej rozumiem z liczb przedstawianych przez spółkę. W takim razie trzymajmy się #AT - na początek kurs powinien przebić 18 zł, aby zacząć dawać jakąś nadzieję akcjonariuszom. #GBK pic.twitter.com/HzPUj79Zld— Zbyszek Papiński (@appfunds) 14 lutego 2018
Nie wykluczam, że w najbliższym czasie notowania odbiją. Jakiś pretekst zawsze się znajdzie - na przykład przypomnienie, że spółka wkrótce wchodzi do indeksu mWIG40. Natomiast nie ufam na tyle zarządowi i spółce, aby pakować w nią jakąkolwiek gotówkę. Dlatego nie będę próbował łapać dołka. Na GPW notuje się kilkaset innych spółek i wolę tam szukać innych okazji.
Prawdopodobnie część osób ma też obiekcje moralne, jeśli chodzi o inwestowanie w branżę windykacyjną.
Na pewno inwestorzy otrzymali na GetBack-u bolesną lekcję: często wykres sygnalizuje dużo wcześniej, że ze spółką dzieje się coś niedobrego, zanim publicznie pojawią się negatywne informacje fundamentalne.
Poza tym widać też, ile warte są rekomendacje giełdowe. Owszem, można je poczytać, żeby poznać spółkę czy branżę. Jednak do zaleceń i wniosków zawsze podchodziłbym z dużą rezerwą (na przykład model wyceny DCF dość łatwo nagiąć w dowolną stronę), tym bardziej dlatego, że teraz rekomendujący rozłożą bezradnie ręce i po prostu obniżą wyceny GBK.
A jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.