W mijającym tygodniu największą furorę w anglojęzycznej blogosferze finansowej zrobił wpis "The Relentless Bid, Explained", w którym Joshua Brown próbuje rozgryźć zagadkę, dlaczego amerykański rynek akcji nie tylko nie chce spadać, ale na dodatek nie dochodzi na nim nawet do istotniejszej korekty.
Ciągle z lewej strony arkusza zleceń pojawia się niestrudzony popyt (relentless bid) i obstawiający spadki uciekają w popłochu.
Świetnym przykładem był ostatni tydzień, kiedy po weekendzie, w trakcie którego straszono nas III wojną światową rozpętaną przez pewnego nabotoksowanego byłego pułkownika KGB, miał nas czekać krwawy armageddon (co akurat w Polsce do pewnego stopnia się wydarzyło, ale o tym później).
Tymczasem rynek amerykański zareagował delikatną przeceną w poniedziałek, aby we wtorek pobić kolejny rekord wszech czasów:
Czy to kolejna tajemnicza zmowa wielkich banków inwestycyjnych? Kiedy ta bańka wreszcie pęknie z ogłuszającym hukiem?
Brown wskazuje na kilka czynników determinujących obecny stan rzeczy:
1. W ostatnich latach nastąpił gwałtowny napływ środków do wehikułów inwestycyjnych przeznaczonych dla najbogatszych (wealth management). Jeszcze w 2005 roku wartość ich aktywów sięgała niespełna 200 mld dolarów. Obecnie zbliża się do 1,3 bln dol.
Większość strategii proponowanych klientom opiera się na modelu pasywnym, czyli inwestycji przy pomocy ETF-ów imitujących ruchy indeksów giełdowych. Są one tym bardziej przekonujące, że amerykański S&P 500 od pięciu lat ciągle rośnie, więc po co męczyć się i marnować czas oraz pieniądze na prowizje maklerskie na próby pokonania rynku, jeśli ten ostatni oferuje tak atrakcyjną stopę zwrotu?
Kliknij, aby powiększyć |
2. Zmniejsza się liczba aktywnych traderów i inwestorów, o czym świadczy stały spadek obrotów na nowojorskiej giełdzie:
źródło: Yahoo! Finance |
Dominuje strategia zalecana przez Warrena Buffetta:
Trzymaj się z daleka od długów i kredytów oraz regularnie, co miesiąc kupuj fundusze indeksowe. Nie słuchaj żadnych doradców, ani nie czytaj gazet finansowych, żeby uniknąć mętliku w głowie.
W Elementarzu Inwestora przyjął ją także Michał Szafrański, który ma zamiar regularnie dokupować ETF na S&P 500.
3 Ta obserwacja łączy się z poprzednią. Obecna hossa cieszy się zaskakująco niskim zainteresowaniem szerokiej publiczności i co paradoksalne, media finansowe notują fatalne wyniki oglądalności.
Nie chcą przyjąć do wiadomości, że liczba aktywnych inwestorów i spekulantów w USA spadła do około 3 mln osób, czyli jednego procenta populacji, a reszta - zgodnie z zaleceniami takich ludzi jak Buffett, ma głęboko w... poważaniu wszelkie dane makro i mikro, PMI, payrollsy i inne dzikie węże oraz nawet najbardziej wyszukane i efektowne analizy.
Po prostu zwykły człowiek (nawet ten zamożny) żyje swoim życiem i ewentualnie dokupuje ETF-y, a zamiast oglądać CNBC woli w coś zagrać, obejrzeć sobie film czy zwyczajnie spędzić czas ze znajomymi lub rodziną.
Patrząc na ten trend, maklerzy powinni rozglądać się za nową pracą.
Dodatkowo sprzyja środowisko niskich stóp procentowych, czyli słaba konkurencyjność lokat i obligacji oraz strumień pieniędzy płynący ze strony Fedu. Można też wskazać na zmianę demograficzną - młodzi Amerykanie w ogóle nie interesują się giełdą, a średnie i starsze pokolenia ze swojej natury są bardziej cierpliwe i mniej skore do mieszania w portfelach.
Diagnoza Browna wydaje się co najmniej interesująca, ale cała sytuacja zaczyna przypominać nastroje lat dwudziestych ubiegłego stulecia, kiedy trzy dni przed krachem wybitny ekonomista i ówczesny celebryta finansowy Irving Fisher stwierdził, że "ceny akcji osiągnęły trwale wysoki poziom".
Tym razem ma być inaczej dzięki wszechmocnemu Bankowi Rezerwy Federalnej, który będzie pompował ceny "do końca świata i dzień dłużej". Niby ogranicza się program luzowania ilościowego, ale przecież zawsze można go zwiększyć w razie konieczności.
Koniec manii jest zawsze podobny. Natomiast prognozowanie krachu wydaje się niezwykle trudnym zajęciem i co nieco jałowym.
Jedno na pewno wiadomo - po pięciu latach wzrostów kursy akcji szybują wysoko i prawdziwym testem fanów ETF-ów będą spadki na giełdach. Można z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że wtedy będzie mowa o nierozważnych inwestorach w panice umarzających ETF-y, co potęguje przecenę.
Czy to oznacza, że chcę całkowicie zanegować strategię uśredniania?
Nie do końca - według mnie wymaga ona naprawdę żelaznej dyscypliny i silnych nerwów, a są to zawsze cechy deficytowe.
Czekając na katalizator, który odmieni rynkowe nastroje za Atlantykiem, spójrzmy na nasz grajdołek. I tu awantura na Krymie odcisnęła znacznie silniejsze piętno, czego spodziewaliśmy się tydzień temu. WIG dostał obuchem w poniedziałek i do tej pory nie zdołał się pozbierać.
Patrząc długoterminowo, przypominam o ważnym wsparciu techniczno-psychologicznym, czyli rejonie 50 tys. pkt:
Kliknij, aby powiększyć |
Jeśli nie, będziemy straszyć się majowymi eurowyborami i szaleńcem z Moskwy.
Na razie na plus zapiszmy moc złotego, która świadczy o dużym spokoju zagranicy. Lądek-Zdrój sprzedał trochę kwitów z GPW, ale nie spanikował.
W tym miejscu dostrzeżmy inne trendy globalne powoli pojawiające się i u nas. Co prawda w Polsce ETF-y wciąż nie zawędrowały pod strzechy i trzeba poczekać aż cywilizacja dotrze w końcu i do nas, ale wypada odnotować inną ogólnoświatową tendencję: na GPW systematycznie spada znaczenie inwestorów indywidualnych.
I tak samo kurczą się media finansowe.
Niedawno zniknęła marka TVN CNBC i w ślady TVN-u idzie telewizja Solorza: zamiast kanału Polsat Biznes pojawi się Polsat News Plus. Z kolei w internecie wiadomo o wystawieniu na sprzedaż portalu Bankier, który miniony rok miał zakończyć na minusie.
Kiepsko też wiedzie się branżowej prasie (ostatnie miejsca pod względem sprzedaży z mikroskopijnym udziałem w rynku).
Z tego powodu możemy spodziewać się dalszego spadku jakości treści w otwartych mediach - nie opłaca się za darmo produkować tych wartościowych. Niska sprzedaż oznacza za małe wpływy, także z reklam.
Łatwiej postawić na sensację, również w gorącej kwestii ukraińskiej, co potwierdza okładka dziennika pretendującego do miana opiniotwórczego/prestiżowego i od niedawna żądającego opłat za swe mądrości serwowane online:
źródło: Gazeta Wyborcza |
Niestety ze względu na położenie Polski i historię zaczynam przyglądać się Putinowi z coraz większym niepokojem. Zwłaszcza po jego groteskowej, pełnej kłamstw konferencji prasowej. Wcale mnie ona nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie.
Uważam, że to nieobliczalny i niebezpieczny człowiek. Może bierze jakieś wspomagacze, aby lepiej się gimnastykować i od tego rzuciło mu się na mózg? Tego nie wiem.
Za to wiem, że im szybciej zostanie odsunięty od władzy, tym lepiej dla nas i całego świata. A na to na razie się nie zanosi.