piątek, 12 kwietnia 2013

Ceny mieszkań rosną jak na drożdżach

W ostatni poniedziałek pośrednik Open Finance obwieścił, że ceny transakcyjne mieszkań "rosną jak na drożdżach."

 Aktualnie w poszczególnych miastach wyglądają tak:


Czy faktycznie minęliśmy już dołek i "taniej już nie będzie"?

Na początek zauważmy, że optymizmu nie widać nawet w... Open Finance. Właśnie trwają zwolnienia u pośrednika finansowego i do końca kwietnia pracę straci 270 osób, czyli około 7 proc. załogi.

Dlatego rozpaczliwe nawoływanie do hossy brzmi nieco fałszywie, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wciąż spada wartość udzielanych kredytów hipotecznych i maleje aktywność klientów.

Ponury obraz dopełnia właśnie upubliczniony raport NBP dotyczący sytuacji na rynku nieruchomości w IV kwartale 2012 roku.

Tu zebrane dane na temat rynku pierwotnego i wtórnego prezentują się następująco (kliknij, aby powiększyć):

Może dorzućmy jeszcze zyskowność projektów deweloperskich w największych miastach oraz całych firm deweloperskich:

Jednak raport NBP publikuje dane sprzed kilku miesięcy i to prawdziwe/urojone ożywienie z ostatniego kwartału nie jest w nim ujęte.

W takim razie może spójrzmy na indeks giełdowy WIG-Deweloperzy. Czy widać tu oznaki hossy?

Raczej nie. Jednak trzeba pamiętać o istotnym szczególe - indeks WIG-Deweloperzy tak naprawdę odzwierciedla sytuację w nieruchomościach komercyjnych, ponieważ aż 65 proc. jego składu stanowią spółki GTC (ulubieniec zagrożonych demontażem OFE) oraz Echo.

Z kolei WIG-Budownictwo gromadzi firmy skupione na dużych projektach infrastrukturalnych, a nie typowej mieszkaniówce.

Wielu deweloperów popadło w poważne tarapaty - na przykład Gant. Jedni widzą czyszczenie bilansów i odbicie od dna, inni mówią "to se ne vrati" (kliknij, aby powiększyć).

Sam zwróciłbym uwagę na niedawnego debiutanta PHN (tu mamy akurat nieruchomości komercyjne), którego wykres wygląda obiecująco i jeśli ulica uwierzy we wzrosty, tu powinno być też OK:

A tymczasem zaczynam podejrzewać, że Polska może upodobnić się do typowych bananowych republik, czyli nieruchomości w wybranych lokalizacjach będą faktycznie drożały napędzane popytem najzamożniejszych, a reszta może się pogrążyć w stagnacji/bessie.