sobota, 13 kwietnia 2013

"Waluty" alternatywne zmasakrowane. Złoto, srebro, Bitcoin... Co robić?

Ostatni tydzień należał do niezwykle emocjonujących. Amerykańskie indeksy giełdowe biją rekordy wszech czasów:


I co znamienne, dzieje się tak przy bardzo niedźwiedzim nastawieniu inwestorów (źródło: AAII):


Skoro większość się myli, więc nie powinno to specjalnie dziwić. No i jeszcze jedna kwestia do przemyślenia: czy przypadkiem prawdziwy szczyt nie powinna wyznaczać euforia tłumu?

Tymczasem większość zastanawia się nad zupełnie czymś innym, czyli masakrą "walut" alternatywnych. Złoto, srebro, Bitcoin - wszystko poleciało w przepaść. Co robić?

Złoto doznało prawdziwego pogromu w piątek.Ostatnio uncja aurum kosztowała mniej niż 1500 dolarów w lipcu 2011 roku.

Zapalnikiem okazał się ponownie Cypr. Skoro tamtejszy bank centralny wyprzedaje rezerwy złota, aby ratować się przed upadkiem, czy przypadkiem podobnie nie postąpią zdesperowani bankierzy z Włoch, Portugalii, Irlandii, Hiszpanii....? Takie pytania podsycały panikę w piątek i na wykresie pojawił się ewidentny sygnał sprzedaży.

Także na tym pokazywanym niedawno przeze mnie dotyczącym ceny wyrażonej w złotych we wpisie "Złoty balon pęka."

Jeżeli przemnożymy cenę w okolicach piątkowego zamknięcia, czyli 1488 dolarów za uncję przez ostatni kurs dolara do złotego 3,13 wychodzi nam mniej więcej 4650 zł za uncję...

Zapewne zaraz sprzedawcy złota + garstka fanatyków zaczną krzyczeć o "okazji życia". Ja proponuję zachować spokój i nie kopać się z koniem. Skoro widać sygnały sprzedaży na różnych wykresach, bardziej prawdopodobne są dalsze spadki niż wzrosty i jeśli chcesz naprawdę kupić sobie trochę kruszcu, czekaj aż fala wyprzedaży wygaśnie - ryzykujesz ominięcie dość rzadkiego ruchu powrotnego w stylu V, który czasem się pojawia, ale w zamian zyskujesz spokojniejszy sen.

Osobiście nic nie robię ze swoim fizycznym złotem, które traktuje jako polisę ubezpieczeniową/część funduszu emerytalnego. Jednak prędzej obstawiałbym na kontraktach na złoto spadki, niż na wzrosty.

Podobnie widzę srebro.


Tak, mogę się mylić i chętnie korzysta na tym mój broker FX, ale naprawdę wiosłowanie pod prąd jest  bezsensowne.

Na koniec zostawiłem sobie sensację kwietnia, czyli Bitcoin. Sprawa jest nam już dobrze znana i o rewolucyjnej walucie nawet wspomniał szacowny "the Economist" (i to dwukrotnie). 

Na liczne apele Czytelników dość niechętnie napisałem o nim post kilka dni temu, przewidując znany od wieków koniec (patrz wykres nr 2 i ostatnie zdanie wpisu: Jak w każdej bańce, trzeba szybko reagować, zwłaszcza po hiperbolicznych wzrostach). Na pewno nie spodziewałem się, że sprawy potoczą się tak szybko, podobnie jak bracia Winklevoss...

W tej sytuacji bardzo gorąco zapowiada się konferencja w przyszłą sobotę, na którą zaprasza Maciek Ziółkowski "Bitcoin a wolność gospodarcza." Chyba nieco wbrew woli organizatorów dyskusja może się potoczyć w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku... Za to media na pewno sprawą się mocno zainteresują, więc od tej strony sukces gwarantowany.

Zamiast teraz pisać o swoich wątpliwościach - odsyłam do odpowiednich wpisów Grzegorza Zalewskiego i Trystero. Nie będę powtarzał argumentacji i dyskusji - dla mnie za dużo tu niejasności, brak sensownego rynku wtórnego itd. itp.  Stąd brak mojego zaufania.

Nie rozumiem, więc nie inwestuję - tego się trzymam i jakoś mi z tym dobrze...