Wczoraj indeks WIG zamknął się na najwyższym poziomie w tym roku. 44 524,6 pkt oznacza, że jesteśmy już 18,4 proc wyżej niż na koniec 2011.
Wygląda to wszystko dość intrygująco:
Na czym polega problem?
Na tym, że na giełdzie notujemy wciąż słabe obroty. Jest to negatywna dywergencja techniczna i pokazuje niewiarę inwestorów w trwałość zwyżki.
Czy to jest typowo polskie zjawisko, które możemy przypisywać powszechnemu malkontenctwu (porównajmy polskie i zagraniczne fora internetowe - ciekawy kontrast)?
Niezupełnie.
Identycznie dzieje się na wielu rynkach, w tym na amerykańskim.
Drobni inwestorzy detaliczni przytłoczeni fatalnymi wieściami z mediów i z realnej gospodarki boją się rynków i wolą pewniejsze (w ich mniemaniu) formy oszczędzania (stąd tak wielkie zainteresowanie wpisami o lokatach także tutaj na blogu - a mnie to interesuje głównie z powodu potrzeby sporej płynności na rynkach lewarowanych).
W końcu nie możemy rosnąć, skoro Europa się wali, Ameryka drukuje pieniądze jak wściekła, Chiny znalazły się na skraju przepaści, a mojego kumpla zwolnili z roboty.
Możliwe, że czeka nas jakiś Euro- lub Chinageddon, czy coś podobnego, ale tymczasem może lepiej skorzystać z trendu wzrostowego? (screen z mojego niedużego rachunku IKE)
Ja też kiedyś miałem tendencję do udowadniania swojej racji za wszelką cenę (z dość opłakanym skutkiem), co na rynku jest zbędnym balastem, który należy jak najszybciej wyrzucić, albo zająć się czymś innym.
A może złe dane są na przykład już zdyskontowane w cenach?
Poza tym podam przykład z makro - spadek bezrobocia jest zdecydowanie opóźniony do ożywienia gospodarczego i liczenie na to, że będzie rosnąć na rynkach dopiero jak firmy zaczną masowo zatrudniać nowych ludzi jest bardzo naiwne - wtedy ożywienie będzie już zapewne trwało w najlepsze (ale i wtedy też można się podłączać do trendów).
A jeśli faktycznie czeka nas katastrofa?
Od tego są zlecenia obronne i potem gra po krótkiej stronie rynku na futures (albo trwanie w bezpiecznych aktywach).
Nikogo nie namawiam, żeby w poniedziałek rzucał się na rynek akcji, ale zawsze proponuję wyłączyć szum medialny, jeśli chcemy podjąć jakąkolwiek w miarę racjonalną decyzję.
Media relacjonują przeszłe wydarzenia, a rynki kapitałowe dyskontują przyszłość.