piątek, 22 czerwca 2012

Najlepsza inwestycja w czasach furczących drukarek

Trwa dyskusja, jak uzdrowić zadłużonych po uszy: Europę i USA. Sytuacja jest o tyle trudna, że nawoływanie do zbyt szybkiego zaciskania pasa może oznaczać śmierć głodową pacjenta. Z kolei dalsze podawanie mu narkotyku w postaci pustego pieniądza nie tylko zwiększa poziom długów (pośrednio przekłada się to na wyższe podatki nakładane na obywateli - ktoś musi zapłacić za odsetki od obligacji), ale też oznacza coraz niższą realną wartość pieniądza. Niestety, trzeba być wielkim optymistą, żeby pisać tak jak Ray Dalio z Bridgewater.

Choćby prezesi wszelkich urzędów statystycznych dwoili się i troili przekonując, że inflacja jest niska i pod kontrolą, to należy samodzielnie sprawdzić ile kosztuje nas teraz życie na podobnym poziomie co rok temu i wtedy lepiej wiemy czy dalej opłaca się trzymać pieniądze na lokacie lub koncie oszczędnościowym, czy lepiej gdzieś je zainwestować lub zwyczajnie wydać.

Co do tradycyjnie pojmowanego inwestowania, zwracam uwagę na wciąż  utrzymującą się słabość techniczną złota i srebra, więc z tego punktu widzenia kupowanie akurat teraz oznacza próbę pływania pod prąd, co rzadko przynosi pozytywny efekt:


Z kolei WIG próbuje się wybić górą i wygenerować sygnał kupna na wakacje, co spodobałoby się Zenonowi Komarowi, ale wciąż nie jest to zachowanie zbyt zdecydowane i nie wiemy czy przypadkiem czerwcowa relatywna siła GPW nie wyparuje w ostatnim tygodniu miesiąca:



Niczego nie przesądzam -rynek sam pokaże kierunek, a tymczasem proponuję skupić się na najlepszych inwestycjach w czasach furczących drukarek, czyli na inwestowaniu w siebie i swoich bliskich.

O co konkretnie chodzi?

Jeżeli miałbym niewielką kwotę do zainwestowania - na przykład 5 tysięcy złotych, wcale nie próbowałbym na siłę szukać szybkiego zysku na giełdzie czy foreksie. Według mnie znacznie mądrzejszym wyborem byłoby zapisanie się na jakiś kurs/szkolenie/studia, czy zwyczajny zakup porządnego ubrania i butów. Ewentualnie specjalistycznego sprzętu (czegoś, co zwiększa nasz potencjał, nie chodzi o wypasioną konsolę/telewizor -to też się przyda, ale tu raczej wybrałbym nieco tańszy wariant) - sam kupiłem sobie kiedyś wypasioną walizeczkę z narzędziami i trochę się już przykurzyła...

Zresztą wspomniany forex może pełnić znakomitą rolę poligonu doświadczalnego - dzięki demo, a potem mikrolotom można ryzykować naprawdę niedużym kapitałem, aby testować swoje wszelkie pomysły na temat inwestowania.

Warto sprawdzić stan zdrowia (najlepiej całej rodziny) i na przykład wyleczyć zęby czy przyjrzeć się własnej diecie.

To są także inwestycje.

Podobnie uważam, że należy zwracać uwagę na to, co jemy i pijemy. Dlatego proponuję ograniczyć liczbę posiłków w restauracjach, a tym bardziej jakichś fast foodach i w zamian kupować sobie produkty lepszej jakości.

Poza tym polecam uprawianie sportu.  Naprawdę pomaga, także w inwestowaniu, a nawet przedłuża życie.

Identycznie warto zrobić sobie reset choćby na tydzień i wyjechać na wakacje.

Jednak z tymi wydatkami trzeba uważać i zawsze pamiętaj o funduszu awaryjnym (minimum równowartość od 3. do 6-miesięcznych wydatków) - tu idealnie sprawdza się konto/konta oszczędnościowe, ewentualnie krótkoterminowe lokaty.

Czasem rozwiązanie problemu jest na wyciągnięcie ręki, a powiedzenie "pieniądze rosną na drzewie cierpliwości" skądś się przecież wzięło.

Najpierw tworzy się jakąś własną metodę inwestowania, potem testuje (kluczowe jest testowanie już po jej opracowaniu nie na danych historycznych, ale w czasie rzeczywistym), ustala warunki wejścia/wyjścia/wielkości pozycji, czeka na sygnał, wchodzi na rynek, cierpliwie czeka (bardzo ciężko wytrwać na zarabiającej) i wreszcie zamyka pozycję zgodnie z założeniami systemu/metody.

Do tego potrzeba dyscypliny, sprawnego ciała i umysłu. Dlatego czekam na kolejny sygnał na futures na WIG20, a tymczasem idę do dentysty.