Robert J. Shiller (współtwórca indeksu cen domów w największych usiackich metropoliach) należy do moich ulubionych ekonomistów. Właśnie ukazało się polskie wydanie jednej z jego książek, a znającym angielski szczególnie polecam wcześniejszą pozycję: "Irrational Exuberance".
Ambitniejszym proponuję przejść prowadzony przez niego "ECON 252: Financial Markets" oferowany całkowicie za darmo przez Yale.
Dodatkowo sugeruję wysłuchać wywiad, który udzielił na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos Henry'emu Blodgetowi i Robertowi W. Johnsonowi.
Shiller uważa, że ceny nieruchomości jeszcze pójdą w dół i to w horyzoncie wieloletnim (zabezpiecza się wariantem alternatywnym z ewentualną nową bańką, choć nie bardzo w ten drugi wierzy). Oczywiście, nawet najwięksi czarnowidze tacy jak na przykład Nouriel Roubini muszą gdzieś mieszać i mimo ponurych wizji, niedawno kupił sobie mieszkanko na Manhattanie za, bagatela, 5,5 mln USD.
Shiller mówi o rynku amerykańskim, nie polskim, ale my często powielamy te trendy, szczególnie teraz, kiedy od kilku lat siedzimy w UE powiązani coraz gęstszą siatką powiązań z Zachodem.
Zapewne nieco inaczej jest na typowych rynkach wschodzących.
Poza tym Shiller dostrzega zawyżone wskaźniki C/Z na rynku akcji, co teoretycznie mogłoby oznaczać według teorii rynków efektywnych, że po prostu zyski spółek wzrosną, co dyskontuje giełda. Po przeprowadzeniu samodzielnych badań doszedł do przeciwnego wniosku i sądzi, że prędzej ceny akcji z wysokim P/E spadają niż puchną zyski danej spółki.
No i niestety nie widzi teraz nigdzie szczególnych okazji inwestycyjnych, kiedy obserwuje wysokie ceny akcji, nieruchomości i obligacji.
Tu mamy podobną sytuację w Polsce - chociaż w przypadku akcji wciąż na pojedynczych spółkach potencjał jeszcze widać i póki co trend wzrostowy nie został zanegowany (poważny sygnał ostrzegawczy = spadek WIGu poniżej 44 000 pkt).