W czasach, gdy zaczynamy poddawać w wątpliwość wartość papierowego pieniądza (na razie chodzi głównie o dolary czy funty), złoto staje się coraz popularniejszą alternatywą, aby uciec przed pauperyzacją naszego majątku.
Wczoraj zamknąłem bardzo zyskowną procentowo pozycję na Comarchu (+21,2% w 8 dni) oraz nieco mniej na Millenium (ale też na plusie +4%) i już miałem się wstrzymać z dalszymi ruchami, ale podumałem trochę i stwierdziłem, że umocnienie naszej waluty oraz korekta na rynku akcji mogą się właśnie wyczerpywać (np.: WIG20 wczoraj otworzył się na 38,2% zniesienia Fibonacciego fali między 7 stycznia, a 18 lutego i zamknął niżej). Znamy trend długoterminowy w obu przypadkach, więc zajęcie pozycji przeciw złotemu i akcjom wydaje się logiczne – problemem jest tylko punkt wejścia. Co ważne, jeszcze przez kilkanaście dni będziemy ściślej chodzić z Ameryką dzięki rozpoczynaniu ich notowań o 14:30 naszego czasu (do 27 marca), zatem nie da się tak całkowicie samodzielnie jechać na rynku akcji jak na przełomie lutego i marca.
Dla mnie idealnym instrumentem w tej sytuacji stały się … certyfikaty na złoto RCGLDAOPEN, które traktuję teraz jako ersatz shorta. Wydaje mi się, że USA nie przejdą 775 punktów (może nawet nie zamkną luki na 735) na S&P500 i runą w dół, a za nimi my oraz nasza waluta. Wtedy podskoczy też złoto, a certyfikaty łączą osłabianie się złotego ze wzrostem wartości aurum.
Oczywiście widzę potencjalną formację RGR na goldzie z zasięgiem do około 800 dolców, ale nie przejmuję się nią wcale, bo badałem kiedyś RGRa od strony statystycznej i rzut monetą daje dość podobne rezultaty.
Ważniejsze jest dla mnie to:
Możliwe, że nie mam racji i jednak rynek będzie dalej odbijał wyrzucając mnie z tej spekulacji, ale docelowo możemy wrócić do poziomów po krachu z 1987 roku, kiedy Greenspan wcielił w życie koncepcję „za duży, żeby upaść” i pomagał pompować spekulacyjny balon ile wlezie promując życie na kredyt. Na logikę rynek powinien udowodnić mu, że się mylił, a pożyczkę spłaca się, albo bankrutuje. Trzecia droga z oszukiwaniem przez dodrukowanie papierków prowadzi do tego drugiego. Wtedy zobaczylibyśmy ostatecznie nieco ponad 200 punktów na S&P500, jakieś 2000 na Dow Jonesie i około 500 na WIG20. Brzmi dość upiornie, ale taki wariant też trzeba wziąć pod uwagę. Jeśli doszlibyśmy do takich poziomów, ciekawe ile kosztowałoby wtedy złoto? Ja stawiam, że przynajmniej 2000 dolców za uncję, o ile w ogóle zielony przeżyłby taką terapię dla narkomanów odurzonych życiem na koszt innych.