piątek, 20 lutego 2009

Portfel po trzęsieniu ziemi na giełdzie i złotym

Ostatni tydzień na GPW i naszej walucie dostarczył wszystkim nie lada emocji, ale fakt jest taki, że kończymy znowu niżej. W dodatku Ameryka drży w posadach i indeksy wiszą na cieniutkim włosku. Ciężko uwierzyć, że znowu uciekną spod gilotyny jak pod koniec listopada, lecz z góry nie przesądzajmy sprawy.

U nas jest naprawdę źle. Wszystko trzeszczy w szwach. Polska chce pożyczyć 155 mld złotych na rynkach i przy tak niestabilnej walucie oraz bezprecedensowej emisji długu przez USA (już nie miliardy, ale biliony) oraz Euroland trzeba będzie pewnie dać niezłą premię inwestorom. Stawia to pod dużym znakiem zapytania sensowność trzymania w portfelach funduszów obligacji.


Rząd przystąpił do obrony złotego i szanse na zwycięstwo ma znikome. Tylko poprawa koniunktury za Oceanem może nas uratować przed katastrofą. Chciałbym się mylić, ale ta nawałnica medialna przeciw Europie Wschodniej i Polsce nie jest przypadkowa.

Oczywiście, że ma ona też podstawy fundamentalne i nic nie poradzimy, że dla Zachodu Polska, Węgry czy Ukraina to jeden czort. Tak samo padła Korea w kryzysie azjatyckim, choć wydawała się taka silna i zdrowa.

Dzisiejsza popołudniowa szarża niewiele poprawia obraz giełdowy, lecz potężna zmienność z ostatnich dni daje pewne nadzieję na korektę, której maksymalny potencjał szacuję na około 1600 punktów (50% fali spadkowej od 6 stycznia). Bardzo trudno inwestuje się w spółki fundamentalnie na początku kryzysu nie znając dalszych losów złotego, przyszłej koniunktury, ani nawet nie otrzymując informacji od KNFu, które spółki posiadają toksyczne opcje. W ogóle z tymi opcjami jest ciekawa historia, że stracić mogą na nich wyłącznie firmy menadżerów – hazardzistów, a w razie bankructwa spółki banki pośredniczące. Zachodni bank inwestycyjny zawsze wygrywa. A jak Pawlak unieważni opcje to nikt nie pożyczy Polsce ani centa.

Co w takim razie robić?

Według mnie chronić kapitał, czyli złoto oraz waluty obce powinny być w portfelu każdego, nie żeby zarabiać, ale aby w razie katastrofy mieć jakiekolwiek zabezpieczenie.

Witajcie w ciężkich czasach.

Portfel 28 517,29 zł (4488,29+23089+940)


Biuro maklerskie 4488,29 zł

Gotówka 4488,29 zł

W tym tygodniu wyleciałem na stracie z Dudy (pozdro Maciuś i smacznej kaszanki z akcjonariuszy życzę) oraz bardzo krótkiej przygodzie z certyfikatami na ropę. Łącznie strata wyniosła około 200 zł.
Zrezygnowałem też z KGHM (bez zysków i strat) na razie ze względu na spadek ceny miedzi i zamieszanie na rynkach.

Co ciekawe zniwelowałem nieco straty krótko spekulując na bankach o tak:



No i troszkę też na Pekao.


W ten sposób mój portfel na GPW stracił przez tydzień na wartości 62 zł/1,4% całości u maklera, co mogę uznać za niezły wynik patrząc na skalę spadku głównych indeksów o 7%, tym bardziej, że nie tykam futures ze względu na wysoki ATR i brak czasu.

Lokaty i depozyty 23 089 zł

Open Finance/Noble Bank 1430 zł
Deutsche Bank 7000 zł
Eurobank 75 zł
SKOK lokaty 14 584 zł

Waluty:

200 Euro = 940 zł

Doszła niestety nowa pozycja, czyli waluty. Denerwuje mnie ona od samego początku i co może dziwne wolałbym na niej stracić, lecz obawiam się, że w złotych to zarobię nawet na tych euro kupionych za środki z Eurobanku po 4,9 zł. Dziś całkiem prywatnie kupiłem sobie też paręset CHF. Planuje w każdym tygodniu dorzucać po kawałku (uśrednianie), aż uzbieram jakąś tam nieco poważniejszą kwotę. Tutaj w portfelu przeznaczę na euro lub franki przelew, który dostanę za klikane reklamy AdSense –prawdopodobnie w przyszły piątek.

Takie mamy czasy, że niestety w każdym rozsądnym portfelu musi się znaleźć trochę walut i jedyną kwestią dyskusyjną jest poziom wejścia i wybór tych właściwych. Ja wykluczyłem zielone i funty, choć wcale te euro czy franki nie są aż takie pewnie.No i wiadomo trzeba też dorzucać złoto.

Najważniejsze teraz to przetrwać do końca bessy z jakimiś aktywami, aby później mieć za co kupować.