środa, 2 lipca 2008

Bessa – wspaniały okres do rozpoczęcia inwestowania

Wiele osób widzi w bessie tylko i wyłącznie same minusy.

Owszem, jeśli łączy się ona z recesją gospodarczą i wysoką inflacją, nie należy do najprzyjemniejszych momentów w życiu inwestora czy nawet szarego Kowalskiego zupełnie nie związanego z rynkiem kapitałowym.

Czerwiec okazał się najgorszym miesiącem od lat na Wall Street (Dow Jones spadł ponad 10%).

Nasza giełda już od dawna podlega ostrej przecenie.


Większość analityków wpatrzona jest głównie w indeks WIG20 oraz w dużej mierze zależny od niego WIG, ale jeśli zwrócimy uwagę na mierniki średnich i małych spółek, dopiero wtedy możemy ocenić skalę spustoszeń w portfelu przeciętnego drobnego inwestora, który zwykle przecież w nadziei na wielkie zyski omija nasze „blue chipy”.

2 lipca 2007 mWIG40 zamknął się na poziomie 5619,77. Dziś jest to już zaledwie 2542,87. Spadek 45% robi wrażenie. SWIG80 zleciał jeszcze więcej, bo aż o 52,4%.

Co najgorsze, nierozsądni trzymający kurczowo akcje i jednostki funduszy przez cały ten okres muszą pamiętać o nieubłaganym rachunku, że teraz na małych spółkach potrzebują 100 i więcej procent wzrostu z obecnych poziomów, aby wyjść ledwie na zero.

Tak się kończy lekceważenie zasad zarządzania pieniędzmi i cięcia strat.

Ci, którzy ten rok przetrwali bez większych wtop, lub na niewielkim plusie, mogą sobie pogratulować i raczej nie widzę potrzeby, aby ich/Was zachęcać do pozostania na rynku.

Kto dał radę przebrnąć przez ten czyścieć, jest gotowy do walki nawet jeśli WIG20 spadnie na 1800 i niżej.

A kto jest najbardziej wygrany?

Osoby zaczynające karierę zawodową, które nagle mogą pozwolić sobie na inwestowanie oraz jednostki dotąd niezainteresowane giełdą ( takich jest u nas wciąż niestety większość).

Właśnie teraz mamy świetny moment, aby rozpoczynać samodzielne inwestycje, a nie wtedy, gdy giełda rozgrzana do czerwoności biła rekordy, a balony leciały w górę bez opamiętania.

Nie znaczy to wcale, że twierdzę, że dno już za nami lub czy jest ono blisko.

Tego nikt nie wie, ale jeśli kupisz przykładowo akcje JWC po 18 zł, na pewnie nie stracisz tyle kasy co ci nieszczęśnicy obkupieni po 70-80 zł.

Czy mówi Ci coś nazwisko Peter Lynch ?

Jeśli nie, przypomnę, że zarządzał on legendarnym funduszem Magellan, który uzyskał w trakcie jego rządów średnioroczną stopę zwrotu 29,3 % (1977-1990), podczas, gdy przeciętny wynik dla tej klasy fundów wyniósł ledwie 15,5 % rocznie. Przez tak długi okres to naprawdę kolosalna różnica w realnej kasie.

$1000 włożone w fundusz w 1977 dało 28 000 po 13 latach, a kolejny zawodnik w tej kategorii dał radę zrobić „ledwie” 15 000 papierków.

Dlaczego o nim wspominam ?

Dziś Merril Lynch wydało rekomendację dotyczącą General Motors, w której ML obniża wycenę spółki z 28 na 7 dolarów i pisze, że bankructwo koncernu jest niewykluczone. Cena akcji GM spadła do poziomu tuż nad 10 $ - najniższego w historii, tylko dziś lecąc w dół aż o ponad 10 %.

A co to ma wspólnego z Lynchem?

W 1982 w USA trwała recesja i spadała sprzedaż samochodów. Analitycy przewidywali rychłe bankructwo Chryslera.

Peter Lynch dokładnie przejrzał bilans i sprawozdania finansowe spółki, porozmawiał z kierownictwem i uznał, że pogłoski są przesadzone.

Zapakował po daszek (czyli 5 % aktywów Magellana, nie 100 :) i w ciągu pięciu lat akcje te zdrożały pięćdziesięciokrotnie! Myślę, że powoli zbliżamy się do momentu kiedy pojawią się tego typu okazje i u nas (warto się już rozglądać).

Na pewno trzeba dobrze pomyśleć przed podjęciem decyzji i nie szarżować z kapitałem.

Do wyboru właściwego momentu dobrze posiłkować się analizą techniczną i raczej nie łapać walorku, który leci w dół jak kamień.

U Lyncha podoba mi się, że zawsze kierował się przede wszystkim zasadą, czy odpowiada mu dany produkt/usługa zanim kupił akcje spółki je oferujące. Nawet na zakupach z żoną i dziećmi oglądał różne produkty w sklepach i akcje wytwórców, których wyroby mu odpowiadały, poddawał poważniejszej analizie po powrocie do biura. Dopiero potem brał się za suche liczby ze sprawozdań i rozmawiał z zarządami firm.

W naszym przypadku to ostatnie niestety odpada, ale w dobie Internetu można sprawdzić jak spółka traktuje akcjonariuszy i wysłać im testowo jakieś konkretne pytanie przez maila czy zwyczajnie zadzwonić.

Jeśli nie raczą odpowiedzieć lub napiszą jakieś bzdety, jaką masz gwarancję, że w innych dziedzinach ta firma dobrze sobie radzi, skoro nie potrafi czy nie chce nawiązać kontaktu z potencjalnym czy bieżącym jej współwłaścicielem, choćby najdrobniejszym ?

Metod do analizowania jest mnóstwo.

W bessie raczej nie warto kupować spółek, które tylko obiecują, że będą zarabiać, a najlepiej im wychodzi produkowanie … akcji, splity, zmiana działalności gospodarczej czy podnoszenie wynagrodzeń dla zarządu.

Można znaleźć z pewnością solidne spółki o dobrych fundamentach, które dostają po tyłku równo razem z gniotami.

Czas zakasać rękawy i zabrać się do pracy.

Ja dziś zaraz zabieram się za analizę fundamentalną Żywca :) Czas udać się do sklepu.