Atmosfera na giełdzie zrobiła się niezwykle gorąca, o czym najlepiej świadczy duże zainteresowanie trwającymi właśnie ofertami publicznymi kilku spółek, w tym Newagu i Energi. Wszyscy staliśmy się ekspertami od kolei i energetyki, tak samo jak jesteśmy świetnymi lekarzami czy trenerami reprezentacji kopaczy.
Do rozpalonego do czerwoności (właściwie zieloności) pieca dorzućmy wieści zza Atlantyku, gdzie w piątek znowu odnotowano rekordy wszech czasów:
Z pewnym niedowierzaniem patrzymy na projekcje banku inwestycyjnego Goldman Sachs wieszczącego kolejne lata hossy:
Poza Goldmanem (dokładniej mówiąc Kostinem) wypada dodać, że następczyni Bena Bernanke - Janet Yellen zapewniła w ubiegłym tygodniu, że nie widzi bańki na giełdach, czyli można ją pompować dalej (bańkę, nie Janet). Trend wzrostowy trwa w najlepsze i nie ma sensu na siłę szukać szczytu. Lepiej podłączyć się do ruchu z zachowaniem trzeźwości umysłu, o co bywa trudno, nawet wśród osób dłużej związanych z rynkiem.
Dzisiejszy tytuł artykułu "Oto bycze spółki na gorącą zimę [HOSSA]" w założeniu miał być pewnego rodzaju żartem, lecz z dowcipami trzeba uważać, o czym najlepiej świadczy następujący przykład:
w sobotę na Wykopie pojawiło się AMA z maklerem w roli głównej. Najbardziej spodobał mi się ten fragment (kliknij, aby powiększyć):
No więc Panie Maklerze, jeśli Pan uważa, że na GPW "500 zł wystarczy, aby móc trzepać miesięczną pensję", wyjaśnię na kilku prostych liczbach, czemu to jest piramidalna bzdura i niepotrzebnie rozbudza Pan nierealistyczne oczekiwania wśród laików (no i równocześnie wywołuje salwy śmiechu u pozostałych).
Jeżeli z 500. zł w miesiąc ktoś osiąga kilkaset procent zysku, czyli niech będzie to te 3000 zł zarobku (pamiętajmy, że potem będzie jeszcze odliczony podatek 19 proc.), wystarczy nie przejadać zysków przez kilka miesięcy, aby zostać najbogatszym Polakiem:
No to mamy ponad 20 mld zł po 9 miesiącach i Kulczyk z jego 11. miliardami zostaje hen daleko w tyle. Jeszcze chwila i przeganiamy wszystkich z listy najbogatszych "Forbes'a". Razem wziętych.
Takich kwiatków pojawi się jeszcze na pewno wiele, ale naprawdę (w miarę możliwości) warto zachować zimną krew i jeśli osiągniesz w skali roku dodatnią, dwucyfrową stopę zwrotu, nie powinieneś narzekać (o ile nie operujesz na rynkach lewarowanych o większym ryzyku).
OK, czasem trafi się fantastyczny strzał i nawet wspomniane wyżej kilkaset procent profitu, ale tak nie będzie zawsze, a stracić możesz tylko i aż 100 procent kapitału.
Z tym zastrzeżeniem przejdźmy do "gorących" spółek.
Paradoksalnie, statystycznie najlepszymi miesiącami do inwestowania są te najchłodniejsze, o czym pisałem na tym blogu wielokrotnie (tak zwany efekt Halloween) i można na ten temat więcej poczytać na przykład tutaj.
Temat z niemałym trudem przebija się do naszych mediów i świadomości inwestorów, ale zauważyłem, że pewną próbę podjął ostatnio Bankier.pl. Wyniki są obiecujące. Jednak trzeba pamiętać, że zależność nie sprawdza się zawsze i wszędzie, tylko rachunek prawdopodobieństwa nieco przechyla się na naszą stronę, tym bardziej, jeśli uwzględnimy zbliżający się "efekt stycznia"
Na czym on polega?
W skrócie - małe i średnie spółki zachowują się na początku roku lepiej od reszty rynku. Co więcej, w ostatnich latach obserwujemy pewne jego przesunięcie w czasie obejmujące grudzień. W ten sposób do gry włącza się św. Mikołaj.
Aby pojawiły się solidne wzrosty, potrzebne jest paliwo i o ile zagranica chętnie bierze się za płynne akcje, te mniejsze wymagają zaangażowania rodzimych inwestorów. Rafał Hirsch słusznie wskazuje na potencjalną podaż ze strony OFE, lecz skoro zapowiedź ich demontażu we wrześniu spowodowała ledwie dwudniowe spadki, nie przeceniałbym ich znaczenia, przynajmniej teraz.
Zauważmy coś innego. W październiku prawdziwym hitem okazały się fundusze akcji:
.
Pieniądze płyną coraz szerszym strumieniem, a najłatwiej bujać małymi i średnimi łódkami. Dlatego w razie dalszej zwyżki tendencja widoczna poniżej, powinna utrzymać się.
No to ustaliliśmy segment, a teraz spróbujmy wyselekcjonować konkretne spółki do koszyka. Metod na pewno jest wiele - jedni preferują analizę fundamentalną, inni techniczną, jeszcze inni posługują się metodami ilościowymi albo otrzymują sygnały od grubasów czy z kosmosu. Nieważne - w końcu liczy się tylko, czy da się z tego wycisnąć jakiś zysk.
W takim razie spróbujmy.
Na rynku występuje takie zjawisko, że spółki, które zachowywały się w ostatnim okresie lepiej od średniej rynkowej, przez jakiś czas wykorzystując siłę rozpędu dalej biją rynek i swoich rywali. Może to być sześć miesięcy, może to być rok.
Skoro celujemy (nie na siłę) w sprzedaż wiosną (tak zakłada stosowanie się do efektu Halloween), tym razem wstępnie przyjmijmy eksperymentalnie model pięciu miesięcy. Dodatkowym kryterium niech będzie minimalny obrót dzienny 400 tys. zł (już niżej nie chcę obniżać poprzeczki), żeby akcje były choćby jako takie płynne.
W okresie od 21 czerwca do ostatniej sesji w piątek 22 listopada znajdziemy taką dwudziestkę liderów (po wykreśleniu tych niepłynnych, stopy zwrotu bez dywidend):
Trakcja przewijała się już trochę na blogu. Jak widać, nie bez przyczyny...
Pod koniec kwietnia przyszłego roku możemy sprawdzić ich wyniki i wszystkie niemal na pewno nie będą aż tak znakomite. Zresztą tak szeroki portfel sprawia spore problemy z jego monitorowaniem.
Dlatego dla dobra nauki (raczej pewnego rodzaju zabawy, bo jeden wynik o niczym nie świadczy) wydam dwa tysiące zł z mojego portfela IKE i jutro rano kupię jedną ze spółek. Którą? Możecie mi podpowiadać w komentarzach, a decyzję oczywiście podejmę sam.
Na pierwszym miejscu stawiam aktualną sytuację techniczną na wykresie, na drugim fundamenty spółki.
Jakie stawiam dodatkowe warunki?
Ryzyko pozycji: ok. 15%/300 zł, stop realizowany w następujący sposób - jeśli cena zejdzie na zamknięciu o 15% poniżej mojej ceny kupna, następnego dnia rano sprzedaję. Na koniec tygodnia sprawdzam zachowanie kursu i ewentualnie podnoszę swój mentalny stop loss (nigdy nie obniżam).
Patrząc na stopy zwrotu z ostatnich pięciu miesięcy, możliwe, że stosunek potencjalny zysk/ryzyko przekracza dwa.
Nikogo nie namawiam do ślepego naśladownictwa i proszę samodzielnie podejmować decyzje na własne ryzyko. Natomiast selekcjonujący spółki do ewentualnego kupna otrzymują do zbadania konkretny trop. Oby zyskowny.