niedziela, 22 lipca 2012

10 spektakularnych spekulacji. Czekamy na jedenastą

Na stronie Gresham's Law znajdziemy bardzo interesującą prezentację dziesięciu wielkich spekulacji z ostatnich trzech wieków. (w linku zdjęcie z dobrą rozdzielczością i wyraźnymi opisami):



Mamy tu zarówno coś dla misia, jak też bysia.

Pierwszą przypomnianą postacią jest Jacob Little, właściwie prekursor gry na spadki na rynku akcji. Zarobił krocie na krachu w 1837 roku.

Kolejny gość to Jesse Livermore. Legenda głosi, że w 1907 roku w trakcie paniki na Wall Street dzwonił do niego sam J.P. Morgan błagając Livermore'a o zaprzestanie szorcenia. Więcej o nim w ponadczasowej  książce "Wspomnienia gracza giełdowego".

Trzeci miś pochodzi ze współczesnym nam czasów: Kyle Bass obłowił się po pęknięciu bańki na amerykańskim rynku nieruchomości.

Z kolei Ben Smith zasłynął z okrzyku z czasów paniki w 1929 roku: "Sell 'em all, they're worthless." Ostro obstawiał spadki na akcjach, a potem wzrosty na złocie.


Wreszcie Charles Yerkes , niezwykle barwna postać, najpierw trafił do więzienia za długi, aby się odrodzić i zarobić milion dolarów na krachu w 1873 roku.


Publika znacznie przychylniej patrzy na obstawiających wzrosty i dlatego bykom łatwiej buduje się legendę. Pierwszym tu wymienionym jest James Keene, który pojechał na wakacje do Europy, ale widząc jego zdaniem absurdalnie przecenione akcje po krachu z 1873 roku, zdecydował się na ich kupno i miał na nich zarobić aż 10 mln dolarów.


W 1939 roku pionier funduszy inwestycyjnych John Templeton zadzwonił do swojego maklera i powiedział mu, żeby kupił wszystkie dostępne akcje w cenie poniżej dolara za sztukę.Po czterech latach sprzedał je z czterokrotnym przebiciem.


Michael Steinhardt kupił z kilkukrotną dźwignią amerykańskie obligacje w 1981 roku, kiedy te spadły bardzo nisko i osiągnęły rekordową rentowność.


Jacob Michael dorobił się w czasie hiperinflacji w Niemczech, kiedy na początku stabilizacji sprzedał akcje i zamienił je na pożyczaną później innym na wysoki procent gotówkę.


Henry Hoare założył działający do dziś prywatny bank zarabiając w kilka miesięcy równowartość 4700 uncji złota (czyli na nasze nieco ponad 25 mln PLN-ów). Hoare podłączył się do trendu/ tłumu i wiedział, kiedy wyjść trzy wieku temu w czasie bańki spekulacyjnej związanej z Kompanią Mórz Południowych:


źródło: Wikipedia

W sumie nie są ważne tutaj szczegóły, ale widać, że zarabiać na rynkach można w każdych czasach, a dziś mamy naprawdę mnóstwo instrumentów i najwięcej zależy od nas samych, czasem niestety też od wypłacalności drugiej strony:

Czy daleko trzeba szukać?

Proszę, oto przykład z ostatniego miesiąca:


Nie, nie chodzi mi tu o "a nie mówiłem?!", czy inne tego typu bzdury, ale o fakt, że te okazje inwestycyjne cały czas gdzieś się pojawiają.

Zapewne większość jest zainteresowana bardziej akcjami czy funduszami akcyjnymi niż surowcami, więc na koniec dorzucę coś z ciekawostek - Hugh Hendry  z funduszu Ecclectica (to ten gość jeżdżący malutkim samochodzikiem po Londynie; człowiek, który ośmieszył w BBC Stiglitza) uważa, że katastrofa finansowa jest dopiero przed nami, ale po niej pojawi się okazja życia do zakupów przeróżnych aktywów, taka jak w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Tylko trzeba mieć wtedy za co kupować...