Po odpuszczeniu IPO banku BGŻ (sprzedawany po 60 zł za akcję dziś kosztuje niecałe 59 zł, kilka procent mogli zarobić tylko bardzo szybcy inwestorzy) tym razem po pewnych wahaniach zdecydowałem się wziąć udział w ofercie publicznej JSW, głównie ze względu na bardzo dobrą koniunkturę na rynku węgla, która ładnie podkręci wyniki tej spółki w tym roku. Poza tym wejdzie ona do indeksu WIG20 więc fundusze muszą ją kupować, czy im się spółka podoba, czy nie.
Wczoraj poznaliśmy ostateczną cenę, czyli 136 złotych za akcję i skoro zgłosiło się 168 tys. inwestorów, którzy otrzymają 10 118 563 akcji z prostego dzielenia wynika, że redukcji nie będzie, jeśli każdy zapisze się na średnio około 60 akcji (10 180 563/168 000=60,53).
Podejrzewam, że całkiem sporo inwestorów zrobiło tak jak jak i zapisało się na nieco mniejsze pakiety (aby nie mrozić gotówki), więc zapewne dostaniemy tyle, na ile się zapisaliśmy. Pojawia się tylko zasadnicze pytanie: czy zarobimy?
Można się pocieszać rekomendacjami takimi jak wydana przez Raiffeisen, który metodą zdyskontowanych przepływów pieniężnych wyczarował nam 173 złote za akcję, ale taki świetny debiut wydaje się bardzo mało prawdopodobny i byłbym zadowolony z zysku w okolicach 10%. 150 zł byłoby przyzwoitym poziomem.
Sporo zależy od atmosfery na rynkach i jak na razie sprawdza się scenariusz, że nadmierny pesymizm był dobrą trampoliną do odbicia od średniej dwustusesyjnej na S&P 500 i teraz na greckim paliwie może damy radę trochę podrosnąć także w Warszawie.
Zobaczymy jak będzie 6 lipca w dniu debiutu, a każdy może wyrazić swoje zdanie w komentarzach lub w ankiecie po prawej stronie bloga (Blogger ma jakiś problem z aktualizacją wyników i czasem są opóźnienia, ale wszystko jest zliczane).