niedziela, 5 października 2014

Oszczędzanie czy inwestowanie? Co wybierasz?

Moje tegoroczne wakacje nie należały do zbyt udanych, także dlatego, że trafił mi się niespodziewany i zupełnie nieplanowany wysoki wydatek, właściwie ich cała seria, w łącznej wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych.

fot. freeimages.com

Gdyby nie fakt, że posiadam solidny fundusz awaryjny i odpowiednio grubą poduszkę finansową, znalazłbym się w kropce. Musiałbym sprzedawać na gwałt akcje czy jakąś nieruchomość, a w tym drugim przypadku uzyskanie zadowalającej ceny w krótkim czasie nie wydaje się realne.

Dopiero w takiej podbramkowej sytuacji docenia się płynność, którą dają lokaty i konta oszczędnościowe.

Uwaga! Nadal trwa promocja lokaty na 5%, w której otrzymasz dodatkowo 60 zł premii oraz możesz zagrać o iPhone'a 6. Szczegóły znajdziesz w oddzielnym artykule

Kiedyś uważałem je za dobre wyłącznie dla emerytów i  osób zbyt bojaźliwych, aby zmierzyć się z rynkiem kapitałowym. Teraz już wiem, że dylemat oszczędzanie czy inwestowanie nie istnieje. Dla mnie najlepszym wyborem są obie opcje równocześnie.

Dlaczego?


Podam przykład z życia.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych puchła bańka internetowa, a ja postanowiłem być mądrzejszy od tłumu i kupić trochę inne akcje. Uważałem, że i na nie przyjdzie pora, tylko trzeba cierpliwie poczekać. Jednak nie miałem za wiele pieniędzy, więc wpadłem na "genialny" pomysł i... wziąłem kredyt. Jedną z wybranych spółek była Lubawa.

Plan był taki - kupić i trzymać jak najdłużej, a w międzyczasie przyjrzeć się kontraktom terminowym, które zresztą bardzo mnie wciągnęły.

Jak łatwo się domyślić - uwierające raty kredytu połączone z opadającym kursem akcji wyrzuciły mnie z rynku niemal w samym dołku:
 
Kliknij, aby powiększyć

Ta przygoda nauczyła mnie, aby inwestować i spekulować wyłącznie za swoje.

I nie tylko mnie.

W ubiegłym roku zaintrygowany sukcesem oferty publicznej PKP Cargo jeden z Czytelników zapytał mnie mailowo, co sądzę o IPO Energi. Odpowiedziałem mu, że nie spodziewam się fajerwerków, może kilku procent zysku w dniu debiutu i to wszystko - dlatego odpuściłem temat. Jednak jeśli szuka spółki dywidendowej z cyklu "kup i zakop",  niech ją rozważy.

Odpisał mi, że początkowo zamierzał kupić na siebie oraz żonę i w tym celu chciał pożyczyć trochę z banku, aby szybko zarobić parę dodatkowych złotych przed świętami, ale ostatecznie weźmie tylko na jedną osobę bez lewara. Niech się dzieje co chce - w takim razie on nastawia się na dywidendę.

Ciekawe, czy wytrzymał w postanowieniu - tego już się później nie dowiedziałem, więc proszę o ewentualny kontakt lub komentarz pod wpisem.

Co stało się potem?
Kliknij, aby powiększyć
Myliłem się co do debiutu i start na GPW nastąpił praktycznie po cenie emisyjnej. Później było słabo, lecz ostatecznie cierpliwi zostali sowicie wynagrodzeni, znacznie bardziej niż można było oczekiwać rok temu - Energa podrożała o niemal 40 procent i na dodatek wypłaciła 1 zł dywidendy.

A jaki ma to związek z oszczędzaniem?

Bardzo duży. Jeśli regularnie generujesz nadwyżki finansowe, posiadasz w ręku potężną broń, która pozwoli Ci przetrwać najróżniejsze burze i sztormy życiowe oraz na rynku kapitałowym. W ten sposób istotnie zmniejszasz ryzyko bankructwa.

Proponuję następujące proste ćwiczenie - sprawdź, ile posiadasz obecnie płynnych aktywów (gotówka, lokaty, akcje, jednostki funduszy inwestycyjnych itp.) i wylicz z tej kwoty 5,5 procent.

Dlaczego akurat 5,5?

Średnia roczna stopa zwrotu z indeksu S&P 500 na przestrzeni wielu lat wynosi 9 procent i niemal dokładnie tyle samo 15-letnia CAGR dla indeksu WIG (kalkulator). Zakładając, że część portfela znajduje się w instrumentach bezpiecznych, typu lokaty czy obligacje, średnia roczna stopa zwrotu dość pasywnego portfela na poziomie 7 procent brutto może zostać uznana za rozsądną.

Po uwzględnieniu podatku zostaje około 5,5 procent "na czysto".

Poza tym lepiej ograniczyć oczekiwania, aby uniknąć niepotrzebnych rozczarowań, a każdy lepszy wynik przyjmujemy wtedy z większą satysfakcją.

Załóżmy, że posiadasz 20 tysięcy złotych. W takim razie 5,5 procent z tej kwoty, to raptem 1100 zł przez rok. Inaczej mówiąc, jeśli będziesz dokładać do portfela raptem 100 zł miesięcznie, podwoisz tempo przyrostu aktywów.

Wiele osób zaprotestuje i stwierdzi, że nie zadowala ich taki zysk i na dodatek osiągają znacznie wyższą stopę zwrotu. Szczególnie gorąco nie zgodzą się ci, którzy są obecni na rynku rok, dwa, trzy (debiutujący po 2009 roku)...

W porządku, świetnie - przygotuj się jednak, że kiedyś trafi Ci się ten czarny łabędź, który wszystko wyrówna. Niekoniecznie do 5,5, może do na przykład 10. czy 8., ale kto podejmuje wysokie ryzyko, w końcu za nie zapłaci.

Można to lepiej zrozumieć obserwując zachowanie indeksu WIG na przestrzeni wielu lat - wystarczy zamienić punkty na złote:

Kliknij, aby powiększyć

Dlatego warto budować bufor bezpieczeństwa cały czas, a życie samo pokaże po co konkretnie. Zwykle w bolesny sposób.

Niektórzy z kolei twierdzą, że nie opłaca się sięgać po drobne z lokat, tylko trzeba celować znacznie wyżej. Tak, zgadzam się, ale po co od razu za wszystko?

Inteligentny człowiek przeznacza na wybór lokaty czy konta oszczędnościowego kilka, kilkanaście, góra  kilkadziesiąt minut. Parę klików i po sprawie.

A potem można myśleć o inwestowaniu, czy czymkolwiek innym.

Ta gotówka bardzo się przyda także w krytycznym momencie na giełdzie. Tylko posiadając rezerwę możesz polować na okazje, choćby takie, jakie pojawiały się w 2009 roku. Większość akurat wtedy sprzedawała akcje i jednostki funduszy kupowane na szczycie hossy.

PODSUMOWANIE

Oszczędzanie niektórym kojarzy się z sikaniem po ciemku i innymi tego typu bzdurami, co jest bezsensownym uproszczeniem.

Część osób skrupulatnie prowadzi budżet domowy i analizuje wszystkie wydatki. W porządku, rozumiem to, zwłaszcza w sytuacji, kiedy dana rodzina ledwo wiąże koniec z końcem. Sam stosuję uproszczony model i po prostu przeznaczamy określoną kwotę na wydatki w danym miesiącu. Wystarczy potem nie tracić kasy na głupoty i spokojnie starcza.

Pomijam sytuacje awaryjne, o których wspominam na początku.

Do tego nie potrzeba doktoratu z ekonomii, tylko odrobiny zdrowego rozsądku. Na przykład - aby wydawać mniej na bzdury, wystarczy rzadziej włączać ogłupiającą telewizję, gdzie bez wytchnienia non stop coś reklamują.

Inwestowanie może być rozpatrywane na wielu poziomach. Polecam zaglądanie do "Elementarza Inwestora", szczególnie dlatego, że już w nadchodzącym tygodniu pojawi się nowa promocja dla Czytelników - szczegóły wkrótce u Michała.

Niektórzy próbują patrzeć na własne inwestycje w podobny sposób jak przedsiębiorstwa, które szukają projektów z jak najwyższą wartością bieżącą netto (NPV). Moim zdaniem popełniają błąd, ponieważ człowiek nie jest maszyną i liczą się jeszcze emocje, co oznacza, że często bardziej cenimy konkretne doświadczenia i przeżycia niż nabywane przedmioty.

Dlatego warto inwestować także w taki sposób - w bogactwo wewnętrzne.

Poza tym w krytycznych momentach zwykle bardziej liczą się konkretne umiejętności i wiedza, niż zera na koncie, które potrafią wyparować nie z naszej winy, tylko zgniecione przez walec historii, co niestety odbywa się cyklicznie w Polsce.

Z tego powodu może opłacić się nie tylko inwestowanie w tak oczywiste tematy jak wykształcenie i podnoszenie kwalifikacji, ale także w hobby. Czy ktoś 10 lat temu pomyślałby, że syrena zostanie cennym klasykiem, o ile jest ładnie utrzymana?

Ciekawi mnie, jak Wy patrzycie na oszczędzanie i inwestowanie? Czy to odrębne dwa światy? A może jednak one się zazębiają?