W grudniu ubiegłego roku otrzymałem kilka maili od Czytelników zaalarmowanych sytuacją panującą w funduszu obligacji korporacyjnych prowadzonym przez Copernicus Capital TFI. Fundusz zawiesił wtedy możliwość umarzania jednostek uczestnictwa, a wznowił ją dopiero w lutym. Na dodatek wypłacał pieniądze w dwóch ratach (ostatnia płatność nastąpiła w sierpniu).
Zastanawiając się nad odpowiedzią, czułem się nieco niezręcznie, ponieważ wcześniej sam uważałem tego typu fundusz za niezłą alternatywę dla lokat czy samodzielnego budowania portfela obligacji emitowanych przez przedsiębiorstwa. Jednak czas pokazał, że nawet profesjonaliści popełniają katastrofalne błędy (akurat to wiedzieliśmy już wcześniej).
Zastrzegając, że ostateczna decyzja musi należeć do Czytelnika, odpisałem tak:
"uważam, że sam prawdopodobnie pozbyłbym się jednostek przy najbliższej okazji, czyli po wznowieniu umorzeń. Nie wiadomo, co oni tam mają tak naprawdę w aktywach i nie chciałbym w niepewności czekać na nowe informacje. Czasem trzeba stratę radykalnie uciąć i jechać dalej, już bez Kopernika."
Sorry Mikołaj |
3 września TFI ogłosiło rozpoczęcie procesu likwidacji funduszu i po raz kolejny niemile zaskoczyło inwestorów wyznaczając ostateczny termin likwidacji na 21 października... 2016 roku. Natomiast wypłata środków, które uda się uzyskać z upłynnienia aktywów powinna nastąpić do 16 września 2016 roku.
TFI tłumaczy, że w ten sposób nie będzie musiało w pośpiechu pozbywać się obligacji, tylko zyska czas na negocjacje i spieniężenie należności, którymi są w zdecydowanej większości niepubliczne papiery dłużne (nie posiadają nic notowanego na rynku Catalyst...). Przy okazji zauważmy drobny, ale istotny niuans - większość z nich zapada w ciągu roku.
Wypada życzyć dużo szczęścia. Będzie ono wszystkim stronom bardzo potrzebne.
W sprawozdaniu za pierwsze półrocze 2014 roku, które opublikowano w zeszłym tygodniu widzimy, że wątpliwości wyraża także audytor, który pisze:
Oprócz galimatiasu z obligacjami spółek cypryjskich w portfelu subfunduszu znajdziemy też inne interesujące bondy, na przykład Ganta czy mniej znanej spółki z NewConnect GC Investment.
Cieszy optymizm zarządzającego funduszem, który wycenił obligacje Ganta na 4,7 mln zł, a papiery GC Investment na blisko 14 mln zł. Widać, że bankructwa mu nie straszne i wierzy w wysoką jakość zabezpieczeń papierów (pełna tabela znajduje się na str. 76 sprawozdania). Przy okazji można wytężyć wzrok i także na tej liście znaleźć "perełki" Copernicusa.
OK, dość tej ironii, ponieważ sytuacja osób, które posiadają jednostki funduszu nie wygląda za dobrze. Po ile zostaną upłynnione te obligacje i komu? Dobre pytanie... Na pociechę zostaje kilkanaście mln zł gotówki zdeponowanej w Raiffeisen Banku, czyli jakaś kasa najprawdopodobniej wróci do klientów.
Ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze także KNF, która już parę razy karała Copernicus Capital TFI za różne uchybienia. w tym brak... zarządzającego z uprawnieniami.
Skoro wspominam o nadzorze finansowym, zwracam też uwagę na fakt, że jeszcze 19 sierpnia w serwisie Analizy Online mogliśmy przeczytać zdanie "Copernicus Capital TFI utrzymuje pozytywne nastawienie względem przyszłości funduszu".
Ten fundusz jest przykładem dość ekstremalnym, ponieważ wyraźnie postawił na rentowność portfela kosztem jego jakości (w grudniu 2012 roku rentowność wynosiła aż 11 procent, czyli dużo powyżej średniej rynkowej). Przy okazji przypomnę majową wypowiedź Emila Szwedy z serwisu Obligacje.pl:
"Do tej pory nikt na Catalyst nie odzyskał ani złotówki z zabezpieczenia obligacji".
No więc rodzi się pytanie - ile wyciśnie z papierów niepublicznych Copernicus?
Dlatego jest to taki trudny rynek, także dla zarządzających funduszami i prosta dywersyfikacja niekoniecznie wystarczy do uzyskania zadowalającego wyniku.
Zdecydowanie lepszym pomysłem było postawienie na jakość papierów i to, co budziło sprzeciw obywatela (umorzenie w portfelach OFE obligacji wartych 153 mld zł), wzmocniło finanse państwa i dało dodatkowe paliwo do hossy na polskich obligacjach skarbowych:
W efekcie znajdziemy fundusze obligacji nawet z kilkunastoprocentową stopą zwrotu za ostatni rok (zagranicznym jeszcze pomaga osłabienie złotego, zwłaszcza do dolara) oraz spółki typu PZU, które posiadają duży portfel obligacji podbijający ich wycenę. Dziś PZU osiągnęło swoje maksimum wszech czasów i jest już bardzo bliskie pokonania bariery 500 zł.
Często bywa tak, że zamiast szukać dziwolągów na NewConnect, rynku Catalyst czy wśród niszowych funduszy, zdecydowanie lepiej wyjdziemy stawiając na renomowanego zarządzającego czy akcje jednego z blue chipów. Wybierajmy jakość.