niedziela, 15 września 2013

Jak tanio inwestować za granicą? USA, Niemcy, Japonia...

Ostatnio kilka razy pytano, w jaki sposób tanio zainwestować za granicą. Teraz, kiedy wciąż nie do końca jasno rysuje się przyszłość polskiej giełdy, na której OFE ze strony popytowej staną się podażową, taka dywersyfikacja portfela wydaje się sensowna.

Tym bardziej, że w ostatnich trzech latach lepiej od indeksu WIG zachowywały się te z dojrzałych rynków, czyli z USA, Japonii czy Niemiec:


Teoretycznie dla niedużego inwestora najprostszą opcją jest zakup jednostek zagranicznego funduszu akcji, ponieważ bariera wejścia wisi bardzo nisko (można też tak potraktować zakup waluty).


Niewątpliwie hitem do końcówki maja był fundusz ING (L) Japonia, którego jednostki można nabywać bez prowizji już od 200 zł (pierwsza wpłata, kolejne min. 50 zł) w Supermarkecie TFI mBanku. Pod koniec maja coś się zacięło i teraz idzie w bok, ale nadal zysk w skali roku wynosi 50 proc.:

źródło: ING
W ogóle, to fajna fucha zarządzać takim funduszem - kupujesz jednostki ING (L) Invest Japan, kasujesz prowizję i udajesz eksperta.

W każdym przypadku należy sprawdzić, czy na jego wycenę ma wpływ zmiany kursu złotego do waluty bazowej, czyli czy istnieje ryzyko walutowe.

A co oprócz funduszy? 

Bezpośrednio na GPW możemy znaleźć ETF-y na dwa zagraniczne indeksy: S&P 500 oraz DAX. 

Skąd pomysł z ETF-ami? Zdecydowana większość aktywnie zarządzanych funduszy akcyjnych przegrywa z indeksami giełdowymi, a zachowanie tych ostatnich odwzorowują ETF-y. Więcej na ten temat w specjalnym serwisie.

Oznaczono je symbolami ETFSP500 oraz ETFDAX.

Obrót nimi odbywa się w tych samych godzinach, co akcji, czyli od 9:00 do 17:00. Przy zakupie i sprzedaży płacimy prowizję, zwykle taką samą jak za akcje.

A gdzie zapłacimy najmniej? Aktualnie na czele rankingu należy postawić DB Securities (0,19 proc, minimum 3 zł). Oprócz tego można pomyśleć o optymalizacji podatkowej - jeśli otworzymy IKE w biurze maklerskim, nie zapłacimy podatku od zysku.

Jako ciekawostkę dodajmy, że ETF na S&P500 płaci dywidendę. W tym roku dał zarobić już ponad 23 proc. i nawet pokonuje swój benchmark:


Podobnie lepiej od benchmarku zachowuje się ETF na niemiecki DAX (ten nie płaci dywidendy):


Zwróćmy uwagę na specyfikę handlu ETF-ami na warszawskiej giełdzie. Obrót zależy w dużej mierze od animatora (na podobną bolączkę cierpią certyfikaty, o których za chwilę) i szczególnie rano warto chwilę zaczekać aż pojawią się oferty animatora, aby nie przepłacać.

Oprócz ETF-ów na GPW znajdziemy też całą gamę produktów strukturyzowanych, w tym certyfikatów. Przewijały się kiedyś one już na blogu i największym minusem jest zależność od animatora, który czasem potrafi z niewyjaśnionych przyczyn zniknąć, czyli nie możemy dokonać żadnej sensownej transakcji - z tego powodu sam zrezygnowałem z tego typu inwestycji.

W ostatnich latach trwa ofensywa brokerów FX i co prawda większość inwestorów/graczy skupia się na spekulacji na rynkach walutowych przy wykorzystaniu wysokiej dźwigni, a tymczasem dzięki brokerom FX możemy w tani sposób zainwestować w zagraniczne indeksy czy nawet akcje.

Posłużę się konkretnym przykładem z Bossy FX. Załóżmy, że posiadam 5000 zł, które chcę zainwestować w indeks S&P 500. W takim razie otwieram 0,01 lota FUS500 (mikrolot). Wartość tej pozycji wynosi 1681,6 pkt (wartość kontraktu z prowizją/spreadem 0,7 pkt) x 3,1622 (kurs USD/PLN) = 5317,56 zł. Przy wymaganym depozycie 2 procent, wystarczy nam zaledwie nieco ponad sto złotych, aby otworzyć tę pozycję.

I tu gubi się większość obecnych na FX, którzy giną od zbyt wysokiej dźwigni. Jednak wiadomo, że rynek może pójść przeciw nam i ruch o jeden procent indeksu S&P 500 oraz podążającego mniej więcej za nim kontraktu oznacza zmianę naszego salda o ponad 50 zł. Jeżeli nie chcemy zbyt szybko wylecieć z rynku, powinniśmy dać sobie pewien margines, czyli powiedzmy ustawmy zlecenie obronne stop na w miarę logicznym poziomie 1622,9 (nieco poniżej ostatniego dołka):



Z tego wynika, że nasza maksymalna strata wyniesie 1681,6-1622,9 =58,7 USD, czyli niecałe 190 zł. Dorzućmy jeszcze trochę i niech to będzie 250 zł, a resztę możemy w międzyczasie trzymać na przykład na koncie oszczędnościowym czekając na rozwój sytuacji (aktualnie odsetki nie są już tak atrakcyjne, jak w przeszłości, ale zawsze coś tam wpadnie).

Uwaga! To jest tylko przykład i proszę samodzielnie podejmować decyzje inwestycyjne. zwłaszcza, że nie wiadomo, czemu mielibyśmy akurat teraz otwierać taką pozycję. 

Co więcej, możemy też obstawiać spadki, czyli sprzedajemy dany instrument, aby potem odkupić go po niższej cenie.

Na dodatek brokerzy oferują naprawdę mnóstwo przeróżnych instrumentów. Należy brać pod uwagę niebezpieczeństwo zbyt agresywnej gry i szybkich strat oraz konfliktu interesów: na giełdzie biuro maklerskie zarabia na prowizjach i zazwyczaj nie jest drugą stroną Twojej transakcji. Tutaj jest, więc zrobi wszystko, abyś to Ty stracił. Dlatego patrz brokerowi dokładnie na ręce. Nie ma co demonizować problemu, zwłaszcza przy strategiach pozycyjnych za niewielkie kwoty, tylko nie udawajmy, że go nie ma. Dlatego przy większych kwotach na pewno warto rozważyć rachunek u brokera typu ECN, czyli żyjącego z prowizji.

A dlaczego nie ma tu mowy o akcjach zagranicznych?

Kluczowe jest tytułowe "tanio". Prowizje w biurach maklerskich dla transakcji zagranicznych są wysokie, zwłaszcza dla drobnych.

Przykładowo DM BZWBK proponuje 0,49 proc., ale prowizja minimalna wynosi 20 euro/dolarów.

Zatem ma to sens dopiero przy grubszym portfelu. Od biedy można tę przeszkodę jakoś ominąć próbując posiłkować się ofertą CFD (tu przykładowa z XTB) na akcje zagraniczne

Jednak wydaje się bardzo wątpliwe, aby Kowalski skutecznie rywalizował z rekinami na pojedynczych walorach zagranicznych. Większe szanse ma na polskich, zwłaszcza tych, które nie interesują wielkich - na przykład ze względu na skalę działania firmy czy wielkość obrotów (małe i średnie spółki).

A czy Ty inwestujesz albo chcesz inwestować za granicą? Podziel się swoimi przemyśleniami/ doświadczeniami w komentarzach poniżej.