W lutym poprzednik Bena Bernanke Alan Greenspan powiedział w telewizji CNBC, że rynek akcji jest kluczowy dla wzrostu gospodarczego. Miesiąc później dorzucił, że akcje są znacząco niedowartościowane.
Jego zdanie podziela obecny prezes Fedu, który uważa, że efekt bogactwa wynikający ze wzrostu cen akcji pomaga gospodarce.
No i dodamy do tego, że Bernanke w trochę socrealistycznym stylu głosi dobrą nowinę o tym, że w historii ludzkości nigdy nie było jeszcze tak wspaniale jak dziś.
To ciekawe stwierdzenie w zestawieniu choćby z jego wczorajszą konferencją, kiedy oświadczył, że nawet, gdy bezrobocie w USA spadnie do 6,5 procent, nie oznacza to automatycznej podwyżki stóp procentowych, ponieważ gospodarka wciąż jest słaba (trochę się pogubiłem z jego opiniami - czy jest wspaniale, czy jednak do d...?). Więcej o bieżącej koniunkturze w światowej gospodarce pisze NBP.
Goldman Sachs twierdzi teraz, że pierwsza znacząca podwyżka stop procentowych w USA prawdopodobnie nastąpi dopiero w 2016 roku.
Od razu w cień usunęły się zapiski z ostatniego posiedzenia FOMC, dolar osłabł, a kontrakty teminowe na indeksy i wiele towarów znacząco poszły do góry.
Atmosferę panującą na amerykańskich giełdach świetnie oddaje odliczanie do kolejnego rekordu indeksu S&P 500:
Na dodatek wczoraj Nasdaq znalazł się na najwyższym poziomie od października 2000 roku.
A co to oznacza dla naszej giełdy? W końcu u nas także stopy procentowe są rekordowo niskie.
Dopiero przedwczoraj wskazywałem na naszą słabość, wspólną dla większości rynków wschodzących.
Co moim zdaniem powinno być kluczowe dla nas po przetrawieniu przez giełdę demontażu OFE?
Zachowanie KGHM.
Jeśli rynki zaczną podejrzewać, że może być QE4 czy QE54 (aż to wszystko pęknie z hukiem), nasz miedziak powinien rosnąć i zacząć odrabiać tegoroczne potężne straty.
No i bardzo mnie ciekawi, czy przy okazji do łask nie wróci zmasakrowane w tym roku złoto...