Laikowi powyższy wykres może wydać się dziwny i raczej świadczyć o wielkich spadkach, a nie wzrostach, ale trzeba go dobrze rozumieć: kiedy spada rentowność tych obligacji, ich cena rośnie, a my obserwujemy na wykresie nie cenę obligacji, ale właśnie ich rentowność. Mam nadzieję, że to jest jasne.
Co oznacza ten rekord?
Po pierwsze, kolejne zyski posiadaczy funduszy obligacji (kliknij, aby powiększyć):
Po drugie, brak szans na lepszą ofertę obligacji detalicznych sprzedawanych oszczędzającym. Aktualnie wygląda ona tak:
Owszem, alternatywą są obligacje korporacyjne z rynku Catalyst, ale proponuję zajrzeć na przykład na forum StockWatcha i poczytać sobie o przygodach inwestorów. Moim skromnym zdaniem, w przypadku małych i średnich firm ryzyko jest spore,a potencjalny zysk wątpliwy, więc sam prędzej wybrałbym akcje tych spółek, gdybym miał decydować się na tego typu inwestycje.
Po trzecie, napływ kapitału zagranicznego (ostatnio głównie z Azji) zapewnia spokojny sen ministrowi Rostowskiemu (sprzedał tanio dużo długu) oraz stabilizuje złotego:
W tej sytuacji zastanawia słabość naszej giełdy na tle dobrze radzących sobie rynków zagranicznych (może dyskontujemy demontaż OFE i ewentualną podaż akcji?).
Z drugiej strony, z odpowiedniej perspektywy ostatnia przecena na GPW wygląda na niedużą korektę:
Teoretycznie, zgodnie z cyklem Kitchina może to być też książkowy przykład: tanieją akcje i surowce, trwa hossa na rynku obligacji jako start do recesji potwierdzany przez dane makro. Niestety, do układanki nie pasują nam rekordy amerykańskich indeksów, co można wiązać z zaburzeniami wywołanymi niespotykaną w historii podażą taniego pieniądza.
Natomiast zachowanie polskich papierów skarbowych świadczy na pewno o tym, że katastroficzne wizje na temat Polski nie przekonały zagranicy, a teraz czekamy aż ta sama zagranica rozrusza naszą giełdę. Możliwe, że idealnym momentem byłby początek prawdziwej wiosny i start systemu UTP, który nastąpi już 15 kwietnia.
Póki co, dla polskiego rynku akcji mierzonego indeksami systemy trendowe pokazują w większości "sprzedawaj" lub "poza rynkiem" i nie widzę powodu, aby na siłę pchać się pod pociąg jadący w dół, co nie znaczy, że ktoś nie trafi kolejnego szczęśliwego losu, jakim były w pierwszym kwartale akcje Monnari czy Sfinksa.
Natomiast warto bacznie monitorować największe spółki i czekać na sygnał kupna, który może nam dać wyłącznie właśnie zagranica (tak jak w przypadku obligacji) - potrzebne są duże obroty i wyraźne wzrosty na "blue chipach."