sobota, 1 września 2012

Koniec wakacji - warto wrócić na giełdę?

Koniec sierpnia i tym samym wakacji możemy uznać za dobry pretekst do zastanowienia się, czy nadszedł ten właściwy moment, aby wrócić nie tyle do szkoły, co na rynek akcji.

Oczywiście, nie dotyczy to garstki aktywnych inwestorów, ale na całym świecie brokerzy narzekają na wyraźny spadek obrotów związany ze zmniejszoną aktywnością inwestorów indywidualnych.

Amerykański nadzór finansowy alarmuje, że ich wiedza jest zastraszająco marna i brak elementarnych podstaw oznacza zwykle poważne problemy.

Z drugiej strony, warto pamiętać, że sama wiedza teoretyczna nie gwarantuje sukcesu na rynku kapitałowym, więc nie licz na to, że przeczytasz jakąkolwiek książkę czy zdobędziesz jakiś tam dyplom nawet najbardziej renomowanej uczelni i z automatu zaczniesz zarabiać na giełdzie. Często bywa wręcz przeciwnie, ponieważ tytuły naukowe wielu osobom podnoszą tak wysoko poziom pewności siebie, że weryfikacja przez rynek bywa wyjątkowo bolesna. Sam proponuję, żeby po otwarciu dowolnej transakcji podchodzić do niej sceptycznie i od razu zakładam, że się mylę i dopiero rynek musi mi udowodnić, że jest inaczej.

Z tymi zastrzeżeniami przejdźmy do konkretów.
Jeżeli spojrzymy na najważniejszy rynek, czyli USA, wiele osób zaczyna dostrzegać zagrożenie wieloletnim potrójnym szczytem na indeksie S&P 500 (wszystkie wykresy poniżej powiększają się po kliknięciu w nie):


Moim zdaniem, nie warto na siłę zgadywać, że to już koniec wzrostów i po prostu proponuję uważniej przyglądać się indeksowi S&P 500, kiedy przebije 1500 punktów. Na razie jeszcze jest dość daleko i nie widzę specjalnie powodów do wszczynania jakiegokolwiek alarmu. Za pierwsze istotne wsparcie długoterminowe uznałbym średnią 200 SMA (obecnie 1338 pkt), tym bardziej, że ostatnio powstrzymała spadki.

Z kolei nasz WIG od roku tkwi w prostokącie

Teoretycznie po wybiciu w jedną lub drugą stronę, WIG powinien docelowo zrobić ruch o szerokości kanału, ale to tylko takie info dla tych, którzy lubią symetryczne wykresy, a niekoniecznie jest to faktycznie skuteczna strategia (nie widziałem jej wiarygodnych statystycznie testów). No, ale obrazek jest:

Jednak niektóre spółki już wyrywają się do góry i pokażę tu niżej jedną z mojego portfela IKE (disclaimer - występuje tu konflikt interesów, czyli jestem bezpośrednio zainteresowany wzrostami), która w tej chwili prawdopodobnie rokuje najlepiej (dobre wyniki finansowe, fajny wykres):


Nieźle wygląda też Graal czy Relpol.

Niestety, mam tu zasadnicze zastrzeżenie - słaba płynność na małych i średnich spółkach sprawia, że bardzo trudno ulokować tu jakiś sensowny kapitał. OK, możemy się pobawić za parę czy ewentualnie paręnaście tysięcy, ale długoterminowo widzę tu poważny problem.

Pojawiają się duże luki między ofertami kupna i sprzedaży, a przypadkowa, pojedyncza transakcja może na przykład wyczyścić stop - lossy, albo rysować absurdalne wzory na wykresach (dlatego bardzo ostrożnie podchodzę tu z analizą techniczną).

Dlatego wcale nie tak złym pomysłem jest korzystanie na przykład z ETF-u na WIG20, czy inwestowanie głównie w najpłynniejsze spółki. Zresztą sam ETF ma przewagę nad indeksem WIG20, bo uwzględnia dywidendy odcinane ze spółek z indeksu (z WIG20 w ten sposób uciekają punkty):


Poza tym w przypadku największych istnieje mniejsze niebezpieczeństwo (nie znika, ale spada) na trafienie takich kwiatków:


Czy warto ryzykować swoim kapitałem na giełdzie?

Moim zdaniem, bez solidnego przygotowania, nie ma to większego sensu, bo ewentualny fart, czyli wejście w trakcie hossy na rynek akcji, może później stać się przekleństwem, źródłem frustracji oraz potężnych strat. Natomiast najbardziej potrzebna wiedza to wcale nie umiejętność czytania sprawozdań finansowych, analizowania wykresów czy tworzenia systemów, ale wiedza o sobie samym. Tu znajduje się klucz do sukcesu.