wtorek, 25 września 2012

Czy uczymy się na swoich błędach?

Aktualnie mój portfel IKE wygląda tak:


Można powiedzieć, że całkiem nieźle, ale teraz zastanówmy się chwilę. Czy zysk portfela IKE od początku roku 7,3% brutto jest taki wspaniały, skoro WIG wzrósł w tym czasie o 15,8%?

A czy Twój zysk na akcjach w tym roku jest wyższy?

To są bardzo dobre pytania na otrzeźwienie i świetnie ilustrują problem nadmiernej pewności siebie cechującej większość inwestorów, zarówno instytucjonalnych, jak też indywidualnych.


Umysł działa tak wybiórczo, że napawa się aktualnym wynikiem na Graalu (+27,9%), starając się zakopać w niepamięci najgorszą tegoroczną transakcję na Budimeksie - strata >20%/~ 1000 zł.

Co prawda prowadzę swój projekt IKE dopiero pierwszy rok i muszę czekać z kolejną wpłatą do stycznia (stąd tak skromna wartość portfela), ale znakomicie tu widać kontrast - samozadowolenie z wyniku kontra rzeczywistość.

Oczywiście, nie da się kupić indeksu WIG, ale można go używać jako swojego benchmarku do typowego portfela akcyjnego.

Przyznam, że sam od początku nie uznaję WIG-u za swój punkt odniesienia dlatego, że interesuje mnie bezwzględny zysk roczny min. 2-3 punkty procentowe powyżej stopy zwrotu wolnej od ryzyka (dla mnie to aktualnie najwyżej oprocentowane lokaty).

Nie da się tego rzetelnie oszacować po roku czy dwóch i potrzeba dłuższego okresu do uczciwej oceny efektów.

Jednak badania dowodzą, że przeciętny indywidualny inwestor popełnia szereg błędów (zaliczamy do nich omówioną wcześniej nadmierną pewność siebie),  co prowadzi do wyników gorszych od średniej przedstawionej na przykład za pomocą indeksów.

A czy uczymy się na swoich błędach?

Odpowiedź próbowali znaleźć niemieccy naukowcy Meyer, Koestner i Hackethal w pracy "Do Individual Investors Learn from Their Mistakes?"

Wynika z niej, że nabierając doświadczenia inwestorzy zaczynają rozumieć, że wcale nie jest tak łatwo pokonać rynek i znaleźć darmowy obiad (redukują nadmierną pewność siebie). Dlatego zarówno zmniejszają aktywność, obniżając koszty transakcyjne, jak też stosują większą dywersyfikację portfeli.

Z tego powodu proponuję sceptycznie podchodzić do własnych analiz i pomysłów inwestycyjnych, a dopiero jeśli rynek nam pokaże, że faktycznie nasza metoda inwestowania przynosi regularne zyski pokonujące nasz własny benchmark (z uwzględnieniem podejmowanego ryzyka) należy zainwestować większy kapitał (w tym czas).

Dla wielu ludzi pozostaną tylko lokaty czy obligacje i nie należy się z tego powodu wstydzić czy mieć wyrzuty sumienia. W końcu lepiej zarobić 6% na rok niż stracić 60%, ale każdy powinien spróbować czy przypadkiem rynek kapitałowy nie jest dla niego miejscem do zrobienia sensownych pieniędzy - bez nadmiernie wysokich oczekiwań, aby uniknąć późniejszego rozczarowania.

Praktyka dowodzi, że często lepszym pomysłem bywa własny biznes - spójrzmy na czołówkę najbogatszych Polaków i ich drogę do milionów- czy handlowali akcjami, a może jednak tworzyli biznesy?