środa, 22 sierpnia 2012

Złoto cenniejsze od jabłek?

Niesamowita hossa na akcjach Apple sprawiła między innymi, że w ostatnim roku kupowanie i trzymanie  w portfelu tych walorów oraz ewentualnie indeksu NASDAQ (przez ETF-y czy futures na NASDAQ-100) było bardzo zyskowne (nasz WIG smętnie pałęta się gdzieś dużo niżej):



Jednak nawet najpiękniejsza jabłoń nie może rosnąć do samego nieba i zaczynają się pojawiać wątpliwości.

"The Economist" wskazuje na pewną analogię z Microsoftem, który u szczytu bańki internetowej spuchł do ponad 600 mld dolarów kapitalizacji rynkowej, a potem balon pękł z hukiem i firma właściwie do dziś nie może się pozbierać.


Co prawda jeden z użytkowników Facebooka słusznie zauważył, że należałoby wziąć pod uwagę wartość pieniądza w czasie i obecne 600 mld dolarów to sporo mniej niż 600 mld dol. paręnaście lat temu, ale sytuacja jest co najmniej intrygująca.

Czy mamy do czynienia z bańką spekulacyjną?

Dobre pytanie - dopóki rosną zyski firmy uzasadniające wycenę, dopóty ciężko wyrokować i proponuję pozwolić rynkowi zdecydować, a nie samemu arbitralnie ustalić, że to już koniec. Rynki potrafią pozostawać irracjonalne bardzo długo i to w obie strony, a celem nr 1 rozsądnego inwestora powinna być raczej ochrona kapitału, a nr 2 podejmowanie skalkulowanego ryzyka.

O wiele prościej było zdiagnozować kilkanaście miesięcy temu zbliżającą się bańkę w mediach społecznościowych, zanim balony pofrunęły na giełdy.

Teraz ich wyceny nabierają coraz realniejszych kształtów, choć w ogóle nie rozumiem długoterminowego modelu biznesowego Groupona i bardziej interesująco wygląda mimo wszystko Facebook. Tu widzę problem z przychodami z urządzeń mobilnych.  Jest on marginalny, a w takiej na przykład Afryce w ogóle nie było masowego nasycenia pecetami, tylko będzie od razu smartfonami i nieco większymi urządzeniami mobilnymi - zacofanie pomaga im w skoku technologicznym, tak samo, jak nam pozwoliło w obrocie bankowym praktycznie wyeliminować bezsensowne czeki.

A skąd wziął się tytuł wpisu?

Dokładnie wczoraj "zapaliło" złoto i to od razu na różnych systemach, dając ciekawy sygnał kupna (ustawiamy standardowo stop-lossa 30-35 dolarów niżej i potem go tylko przesuwamy do góry podśmiewając się ze zgadywaczy szczytów/dołków, albo dla żartu sami bawimy się we wróżbitów).


Akurat zbiega się to z rozpoczynającą się sezonową siłą złota.

Trzeba tylko zaznaczyć kilka istotnych rzeczy:

1. Sezonowość nie oznacza stuprocentowej trafności (idealny przykład to wrzesień ubiegłego roku i przecena uncji złota o 200 dolarów).

2. Posługujący się analizą techniczną zobaczyli wybicie nad opór, czyli kupują i nieważne czy AT działa, czy jest tylko iluzją - pojawiły się nowe pieniądze na rynku.

3. Banki centralne trzymają rezerwy złota, a jednak trwa dziwna dyskusja czy złoto jest walutą. Jeśli nie jest, niech banki zamienią złoto na kamienie - będzie taniej.

4. Iluzja czy bańka na złocie trwa kilka tysięcy lat i dlaczego miałaby ona się skończyć akurat teraz? Tego nie wiem i nie interesuje mnie to. Zamiast filozofowania proponuję stoplossa 2 procent poniżej ceny zakupu, zamienionego w traliling stopa. Jeżeli aurum później jednak ruszy w dół, będziemy obstawiać spadki, a dywagacje zostawiam analitykom i komentatorom wypowiadającym się na każdy temat i o każdym rynku.