Ostatni przypadek, kiedy Kweku Adeboli zdefraudował ponad 2 mld dolarów należące do szwajcarskiego banku UBS sprawił, że wróciła dyskusja o naturze tradingu.
Niemiecki "Der Spiegel" przywołuje zaskakujące wyniki badań szwajcarskich naukowców, którzy po przebadaniu dwudziestu ośmiu profesjonalnych traderów i porównaniu ich z psychopatami, doszli do wniosku, że traderzy jako grupa są znacznie bardziej chętni do podejmowania (zbędnego) ryzyka i wykazują więcej egoizmu. Czy to dziwne?
Moim zdaniem niekoniecznie. Traderzy z banków inwestycyjnych grają za tak wielkie pieniądze, że nie mogą cały czas o nich myśleć. No i to nie są przecież ich prywatne środki. Zresztą w razie problemów bank dostanie przecież pomoc ze strony podatnika (wspomniany wcześniej UBS trzy lata temu wsparł rząd szwajcarski).
Jednak moją uwagę zwrócił dziwnie znajomy, prawdziwie polski element.
Dla większości traderów ważniejsze od wysokiej stopy zwrotu było pognębienie rywala, czyli nieistotne ile ja zarobiłem, ważne, żeby nie powiodło się mojemu sąsiadowi. Nie brzmi znajomo?