środa, 20 lipca 2011

Jak wykorzystać w inwestowaniu efekt zakotwiczenia?

W znanym eksperymencie sprzed blisko czterdziestu lat Kahneman i Tversky opisywali jak ludzie próbują sobie radzić z nieznanym przez zakotwiczanie w dość absurdalny sposób. Najpierw obserwowali liczby losowane przez koło fortuny z zakresu od 1 do 100, a potem pytano ich ile krajów afrykańskich należy do ONZ, prosząc o stwierdzenie czy jest ich więcej, czy mniej niż pokazało koło fortuny.

Jeśli wypadła większa liczba, pytani również podnosili swój szacunek liczby krajów z Czarnego Lądu należących do ONZ, jeśli mniejsza, zaniżali.

Tyle historia. A jaki to ma związek z inwestowaniem?

Bardzo duża część inwestorów ma w sobie mniej lub bardziej skrywane zamiłowanie do określonych, zwykle okrągłych liczb, co jest zresztą pielęgnowane w życiu codziennym: w końcu ustalamy sobie cel- przebiegnę 10 km, a nie 9,9 km; chcę zdobyć milion, a nie 985 tysięcy itd.

W świecie inwestycji, gdzie przyszłość jest zawsze wielką niewiadomą takie zakotwiczanie przy określonych wartościach czasem daje poczucie większego bezpieczeństwa, a innym razem złudnej kontroli nad rynkiem.

Na przykład inwestor pamięta, że PZU przekroczyło w zeszłym roku poziom 400 zł, więc teraz uważa, że prędzej czy później "musi" znowu pokonać ten poziom i będzie trzymał te akcje bardzo długo zafiksowany na tych 400 ("dopiero tam sprzedam"). Zresztą ma piękne uzasadnienie w postaci dziś "odtajnionych" kilku rekomendacji z cenami 425 i 450 złotych.

















Nie wiem czy PZU będzie kosztowało 400, 500 czy 300 złotych (proszę- jaka ładna "zakotwiczona" w okrągłych liczbach wyliczanka), ale takie myślenie jest bardzo niebezpieczne na rynkach kapitałowych i to na dowolnych aktywach. Jego ofiarami są osoby, które czekają aż cena wróci do ich ceny zakupu, żeby mogli pozbyć się kłopotliwych akcji (czy czegokolwiek innego). Czasem czekanie przeradza się w tak zwane przymusowe inwestowanie długoterminowe w fundamenty.

Dlatego przed zawarciem każdej transakcji trzeba ustalić swoje warunki z niej wyjścia i potem pozwolić rynkowi biec swoim torem.

Dodatkowo warto pamiętać o lubiących określone, często okrągłe poziomy (czasem oczywiste wsparcia/opory z AT) przy wystawianiu zleceń kupna i sprzedaży, jeśli gramy dyskrecjonalnie, czyli na przykład: jeśli naprawdę chcemy sprzedać akcje PZU po 400, bezpieczniej dać S na 398 czy 399 zł, ponieważ często długa kolejka na okrągłych wartościach może skutecznie zablokować wzrosty/spadki.

Podobnie łapacze dołków raczej ustawiają się nieco nad oczywistymi poziomami wsparcia i dzięki temu mają dość niski współczynnik ryzyka - przykład: łapiesz longi na FW20 licząc na odbicie pod Grecję i zamiast celować w minimum, odbierasz L po 2675-2685, z SL od 0,5 do 2 x ATR (albo inaczej wyznaczonym).

Część z tych dylematów rozwiązuje trading mechaniczny, ale i tu łatwo znajdziesz się w pułapce zakotwiczenia- na przykład: jeśli mój system straci 10 000 zł, zmieniam go, albo - jeśli tylko zarobię 100 000 zł, kończę z futures itd.

Przy tym nie warto być też zbyt przesadnie pewnym siebie na żadnym rynku, bo po drugiej stronie wcale nie siedzi żaden głupiec (a jeśli już to bardzo krótko, albo ma niewiele pieniędzy), tylko ktoś, kto co najmniej nam dorównuje i chętnie zabierze nasze pieniądze ze stołu, tym bardziej, jeśli go lekceważymy.