W czerwcu zakończy się wart 600 mld dolarów program QE2, czy też jak drukowanie pieniędzy nazywa elegancko sam Bank Rezerwy Federalnej: Large-Scale Asset Purchases.
W drugim etapie zalewania rynku pieniędzmi i ratowania Wall Street oraz Waszyngtonu udało się spowodować wzrost indeksu amerykańskiej giełdy S&P 500 o 25% oraz lawinowy skok realnej inflacji dla najbiedniejszych, czyli cen surowców, szczególnie bolesny i zachęcający do rewolty tych "miękkich" (rolnych). Teraz program QE2 dobiega do nieuchronnego końca i pojawia się pytanie: co dalej?
Między końcówkami kwietnia, a sierpnia ubiegłego roku zanotowaliśmy przerwę pomiędzy QE1 i QE2. W tym czasie indeks S&P 500 spadł o 13%, złoto dalej rosło, a nieoczekiwanie spadła rentowność amerykańskich obligacji, które znowu potraktowano jako bezpieczną przystań (co innego mogą wymyślić bankierzy na koce?).
Z tego wynika, że jakakolwiek zapowiedź wycofania się z tego programu i braku kontynuacji, czego doszukiwać się będą wszyscy w komunikacie 27 kwietnia po posiedzeniu FOMC Fed, grozi głębszą korektą giełdową w maju.
Póki co, kwiecień zachowuje się podręcznikowo i WIG zyskał w tym miesiącu 2,6%.
Osobiście uważam, że Ben Bernanke nie zmienił zdania i będzie tak długo pompował rynki jak się da i może być QE3, QE4 itd., aż wszystko pęknie z głośnym hukiem.
W przeciwnym razie nie wiem skąd wzięliby się kupcy na amerykański dług po tak niskiej cenie? Waszyngton musiałby płacić wyższe odsetki, a na to go za bardzo nie stać, przynajmniej długoterminowo.
Zresztą takie odcięcie strumienia pieniądza obnażyłoby nędzę amerykańskiego rynku nieruchomości znowu podcinając zaufanie do amerykańskich banków i ich bilansów.
Z tego powodu stawiałbym, że nawet jeśli będzie jakaś przerwa tak jak w tamtym roku, Ben Bernanke wróci z helikopterem i tym razem może być traktowany jak Batman ratujący Amerykę przed krachem.
Z praktycznego punktu widzenia oznacza to, że maj jest idealny co najmniej na korektę (sprzyja temu cykliczność) albo nawet zmianę kierunku ruchu giełd.
Mimo tych zastrzeżeń, bez względu na sytuację zapiszę się na IPO Banku BGŻ i przypomnę, że rok temu w maju PZU też wchodziło na GPW w niezbyt przyjemnych okolicznościach (Grecja), ale dało nam trochę zarobić.
A QE3 lub jego brakiem będziemy martwić się później.