Niedawno zastanawialiśmy się czy katastrofa w Japonii jest okazją inwestycyjną czy pułapką zastawioną na połykaczy ognia i łapaczy spadających siekier?
Sam podchodziłem do tego z dużym sceptycyzmem i jak widać po wykresie Nikkei po lekkim odbiciu zapał mocno przygasł.
Co może być powodem? Niedoceniany dotąd element - strach przed japońskimi produktami, które mogą być napromieniowane.
Tak naprawdę nie ma znaczenia czy jest on uzasadniony. Konsumenci na całym świecie patrzą podejrzliwie na wyroby japońskie i to podkopuje tamtejszy eksport.
Z tego powodu w tym portfelu pozostanę przy strategii powolnego dorzucania jednostek funduszu ING (L) Nowej Azji, który omija Japonię szerokim łukiem.