W końcu doczekaliśmy się uchwalenia przez KNF rekomendacji T, która zaostrza warunki udzielanych kredytów. Zwracam uwagę, że ma ona wejść w życie w zależności od odpowiedniego punktu dopiero za 6 lub 10 miesięcy, więc banki na pewno nie poddadzą się i będą naciskać, żeby mogły sprzedawać kredyty ludziom, którzy nie powinni ich dostać oraz takim, którzy ich nie potrzebują.
Oczywiście za chwilę odezwał się dyżurny satyryk prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz przekonujący, że rekomendacja uderzy w … najuboższych klientów. A czego się tak bardzo przestraszył?
Najważniejszym zaleceniem rekomendacji T (zachęcam do jej przejrzenia osoby planujące wziąć kredyt) jest zmniejszenie maksymalnych obciążeń wynikających z rat kredytu do 50% dochodów osób zarabiających poniżej średniej krajowej i 65% powyżej tego progu (punkt 10.4 z rekomendacji).
Kolejna istotna sprawa to konieczność posiadania wkładu własnego przy kredycie na nieruchomości.
Z punktu 18.5 wynika zalecenie, że jeśli weźmiesz kredyt hipoteczny na okres maksimum 5 lat, będziesz musiał posiadać 10% wkładu własnego, a w przypadku dłuższego aż 20%, czyli zgodnie z postem z 27 stycznia wypada mi powtórzyć, że jeśli chcesz kupić mieszkanie musisz zacząć zbierać kasę jak najszybciej, albo rozejrzeć się za kredytem zanim rekomendacja T wejdzie w życie.
Aktualizacja 19:15
Chodzi o kredyty w walutach obcych.
Poprzednia rekomendacja S zmniejszyła zdolność kredytową ludziom biorącym kredyty w walutach ze względu na ostrzejsze kryteria.
Dla inwestorów giełdowych rekomendacja T oznacza, że spadną zyski banków, ponieważ udzielą one szacunkowo 5-10% mniej kredytów. Z drugiej strony będą to kredyty o lepszej jakości.
Dla zwykłych ludzi widzę same pozytywy. Trudniej będzie o życie za cudze pieniądze i coraz więcej osób będzie zmuszonych do uporządkowania własnych finansów, albo do skierowania się do lichwiarzy i firm pożyczkowych. Obawiam się, że i tak duża grupa wybierze to drugie rozwiązanie, ale ogólnie kierunek przyjęty przez KNF jest dobry i ograniczenie kredytu uzdrowi sytuację.
Miejmy nadzieję, że nigdy nie dojdziemy do takiego absurdu jak przeciętni Amerykanie, którzy jeszcze na studiach zadłużają się na potęgę, a potem całe życie tyrają ku chwale swojego banku spłacając karty kredytowe, kredyty na samochód i dom aż do grobowej deski, nie mając czasu nawet na dłuższy urlop.