Opcje mają sporo zalet. Jedną z nich jest to, że można się nimi posługiwać posiadając nawet ograniczony kapitał rzędu kilku tysięcy złotych. Jeżeli masz ochotę wziąć kredyt i pograć na lewarze kup sobie lepiej książkę o opcjach i futuresach i będziesz grał na dźwigni bez pożyczania pieniędzy.
Przykładowe pozycje po polsku:
John Hull - "Kontrakty terminowe i opcje. Wprowadzenie"
Allen Jan Baird - "Rynek opcji. Strategie inwestycyjne i analiza ryzyka"
Na początek to wystarczy, a za wskazówki na temat bardziej wyszukanych strategii z góry dziękuję i zachęcam do przeczytania przynajmniej dwóch wyżej wspomnianych książek.
Jeśli nie wystawiasz opcji, tylko kupujesz, z góry znasz możliwą maksymalną stratę, czyli cenę za jakie je nabywasz, a w przypadku call (na wzrosty) teoretycznie zysk jest nieograniczony.
Na ten tydzień miałem taki plan, że jeśli rynek pójdzie w dół zamknę większość i zostawię sobie 1-2 opcje na trochę dłużej.
Po pewnej kalkulacji zdecydowałem się na wersję „zysk bez ryzyka”, czyli sprzedałem opcje (ostatnią dziś po 20,99) otrzymując w sumie 882,5 zł. Zainwestowałem wcześniej łącznie 794,65 zł, czyli jestem 87,85 zł na plusie (relacja na bieżąco w poprzednim wpisie i komentarzach do niego). Po dzisiejszej ostatniej sprzedaży OW20U9180 po 20,99 została mi w portfelu jedna taka opcja, nad którą mam czas pomyśleć co dalej z nią zrobić, ale raczej już nie w tym tygodniu.
Tym samym nie ma możliwości, abym stracił na tej operacji, a mogę zarobić znacznie więcej niż wspomniane 87,85 zł.
A co byłoby, gdyby rynek na przykład poszedł w górę po moich zakupach? Na pewno nie powiększałbym pozycji jak to zrobiłem wczoraj i pozostał z początkowym stanem, czyli nieco ponad 500 zł i czekał na korektę, która według mnie nadeszłaby tak czy siak.
Sama kwota nie jest tu dla mnie aż tak istotna jak elegancka konstrukcja, czyli obojętnie co zrobi rynek pozostanę na plusie, a jeśli pójdzie w moją stronę nawet na solidnym.