poniedziałek, 6 lipca 2009

Gra na kontraktach terminowych nie opłaca się

Prawda o kontraktach terminowych jest smutna. Ponad 90%, chyba nawet bliżej 100% niż 90% graczy traci kasę.

Jaki jest z tego prosty wniosek?

Gra na kontraktach terminowych nie opłaca się.


Od tego trzeba zacząć, że najlepiej zrobisz jeśli spróbujesz zarabiać w inny sposób.


Tak naprawdę dość podobnie jest z giełdą i inwestowaniem w akcje, ale tu sprawa rozciąga się w czasie. Jednak statystyki są dużo lepsze (tu 20-30% aktywnych zarabia), więc przeciętny człowiek nie powinien sobie zawracać głowy futuresami, tylko ewentualnie akcjami, a jeszcze lepiej zrobi, gdy w tym drugim przypadku przyjmie bardzo pasywną strategię z szerokimi stopami i niewielką liczbą transakcji.

Musiałem o tym napisać, bo niestety z takiego powodu, że kapitał w portfelu appfunds zaczyna już się zbliżać do 40k, więc zgodnie z moim planem coraz częściej wrzucam do niego trochę bardziej zaawansowane instrumenty finansowe jak na przykład kontrakty czy opcje, ale raczej nikogo nie zachęcam do naśladowania mnie akurat w tym miejscu.
Zresztą surowa statystyka pokazuje, że i moje szanse są małe.

Mimo to próbuję, ale gdybym teraz po raz pierwszy wchodził na ten rynek zacząłbym raczej od dobrze przetestowanego systemu mechanicznego.

Jeżeli chodzi o wielkość kapitału, uważam, że przy obecnej wartości kontraktu to taka w miarę rozsądna strategia wymaga co najmniej około 10 tysięcy złotych na kontrakt (tak naprawdę grasz za 18 000 zł).

Zaczynamy od zarządzania kapitałem.

Niestety, wielu graczy ma absurdalne cele typu 100% zysku w miesiąc lub kwartał i przy dużej dźwigni faktycznie niektórym się to udaje. W końcu statystyka tak działa, że parę procent od razu traci całość w ten sposób i parę procent podwaja pieniądze. Wystarczy przecież zapakować 4 futy i raz się dobrze obrócić, aby rzeczywiście z 10 tys. zrobiło się 20 tys. Tacy ludzie bardzo szybko bankrutują po ledwie jednej, góra dwóch obsuwach.

Zauważmy teraz następna rzecz, dzienny ATR z ostatnich 15 sesji wynosi 54 (w sumie i tak niezbyt wielki z powodu konsoli), co oznacza, że mamy przeciętne wahanie dzienne cen nieco ponad 50 pkt, stąd tak naprawdę 1 kontrakt na 10 000 to i tak dość mocne ryzyko, bo na przykład otwierasz pozycję i od razu jedzie ci ona w złą stronę powiedzmy o 20 punktów, ale ją dalej trzymasz, więc czekasz na kolejny dzień, a tu bach luka 35 punktów i już masz 550 złotych + prowizje obsuwy, czyli niemal 6% kapitału.

A tak naprawdę nie powinieneś tracić więcej niż 2-3% w żadnej transakcji. Czasem można troszkę przycisnąć powiedzmy do 5%, ale to robią najbardziej doświadczeni po setkach transakcji, kiedy widzą, że prawdopodobieństwo zarobku również gwałtownie wzrosło.

Pewnym rozwiązaniem jest gra intraday, ale tu po pierwsze płacisz kosmiczne prowizje, a po drugie skuteczność zwykle jest jeszcze niższa ze względu na większą przypadkowość ruchów.

Gramy rzecz jasna tylko wtedy, jeśli potencjalny zysk znacznie przekracza naszą akceptowalną stratę.

No i najważniejszy czynnik to psychologia. Większość walki na rynku to walka z samym sobą i swoimi słabościami. Właściwie to o czym piszę trzeba poczuć, żeby zrozumieć i dopiero ten co zawarł choć jedną transakcję na futach wie o czym piszę. Tu wszystko gwałtownie przyspiesza i każdy błąd, który jakoś tam można przeżyć na rynku akcji może zakończyć się fatalnie, wręcz bankructwem.

Jeżeli mimo wszystkich trudności chcesz spróbować swoich sił zacznij od solidnego obudowania się teorią, czyli na początek na przykład od książki Grzegorza Zalewskiego „Kontrakty terminowe w praktyce” i zajrzenia na jego stronę.

Poza tym ostatnio ciekawych rzeczy można się dowiedzieć od znacznie lepszego fachowca ode mnie w tej dziedzinie, czyli zwycięzcy rankingu Parkiet Challenge, którym okazał się Krzysztof Piróg.

Polecam przeczytać z nim wywiad w bossie oraz posłuchać podcasta. Najlepiej ze dwa razy.