Wiele osób patrząc na czasem niezbyt dobre wyniki funduszów (w porównaniu do benchmarków) myśli o samodzielnej konstrukcji prywatnego mini - funduszu. Idea ta wydaje się bardzo atrakcyjna, ale niestety w praktyce nie jest tak łatwo, prosto i przyjemnie. Szczególnie jeśli chodzi o mniejsze kapitały. Mój blog opisuje taki właśnie mikrofundusz i jak widać niemal codziennie wymaga on ode mnie uwagi, a nie każdy ma czas, predyspozycje, umiejętności czy chęci do tej pracy. Mi się ona bardzo podoba.
Jeśli będziesz potrzebować pieniędzy w ciągu najbliższego roku, zapomnij o giełdach.
Jeżeli Twój horyzont inwestycyjny wynosi co najmniej 5 lat masz sporą szansę na sukces. Im dłuższy, tym większą.
Nie zdradzę tu żadnej tajemnicy, ale dla większości ludzi najlepszym sposobem inwestowania na giełdzie jest zwyczajne kupowanie jednostek funduszy. Myślę, że po pierwsze, powinieneś Czytelniku zwrócić uwagę na prowizje i opłaty.
Zanim zapiszesz się do jakiś specjalnych programów inwestycyjnych typu Skandia czy Aegon drąż ten temat do obrzydliwości. Są one tak skonstruowane, że wyjście w trakcie za bardzo nie opłaca się…
Jeśli nie umiesz zmobilizować się, zachęcam do uczestnictwa w Planie Systematycznego Oszczędzania w wybranym funduszu (lepiej w kilku) choćby z kwotą 50 PLN miesięcznie.
Doskonałym miejscem do zakupów jest Supermarket TFI mBanku. To naprawdę świetny produkt w przeciwieństwie do zawodnego eMaklera. Bez dodatkowych opłat można nabyć całkiem sporo różnych ciekawych pozycji.
Warto posiadać fundusze parasolowe, które umożliwiają szybką konwersję bez płacenia podatku.
Niestety nasze fundy należą do produktów dość luksusowych i pobierają zwykle aż do 4% opłaty rocznej za zarządzanie.
Zachęcam do systematycznych wpłat. Zrobię tu pewne zastrzeżenie: wśród drobnych inwestorów panuje błędne przeświadczenie, że wystarczy ciągle wpłacać i zdać się na łaskę prowadzących portfel za nas.
Potem w razie sukcesu (czyli hossy) chwalisz się przed znajomymi jaki z Ciebie wymiatacz, a w razie porażki pomstujesz na oszustów w białych kołnierzykach.
Nie ma tak łatwo. Cały czas trzeba kontrolować ryzyko. Po pierwsze, PRZED zakupami MUSISZ ustalić maksymalną dopuszczalną stratę. Są to inwestycje długoterminowe, więc margines błędu powinien być dość spory.
Powiedzmy 15-20 % jest chyba dość rozsądną wartością, a zatem przy spadku wartości o tyle zamieniałbym ryzykowne walory na bezpieczne. I to całość, bez litości.
Wcale to nie znaczy, że byłbyś wtedy stratny właśnie aż o tyle, bo kupowałbyś przecież przy różnych poziomach cen. Stąd najistotniejsze jest, aby nie wchodzić na raz za całość, tylko kupować małymi łyczkami.
Sam posunąłem się do takiego triku, że co tydzień odkładam niewielką kwotę i nie ma szans, abym został złapany kiedykolwiek na szczycie tuż po zapełnieniu mieszka (choć sam nie kupuję jednostek fundów, ale taktyka podobna).
A teraz co robić jak wracamy do punktu 0 czyli mamy cały portfel pełen funduszy pieniężnych zarabiających poniżej inflacji czy wręcz gotówkę?
Przede wszystkim - bez pośpiechu!
Wyznaczyłbym sobie pewien filtr czasowy – co najmniej miesiąc przerwy i od nowa konwertował na akcyjne w niewielkich porcjach maksymalnie 10 % miesięcznie.
A co z nowymi oszczędzanymi środkami ?
Po prostu dorzucałbym je na kupkę z funduszami bezpiecznymi, aby czekały na swoją kolei do wejścia na ryzykowne rynki.
Trzeba oczywiście pamiętać, aby kupować różne klasy funduszy- czyli inwestujące w blue chipy, w średnie i małe spółki, rynki zagraniczne itd.
Ułożenie całego portfela stanowi spore wyzwanie, ale warto kierować się prostą zasadą, aby dany segment nie stanowił więcej niż 20 % naszych aktywów oraz aby nie kupić na przykład 30 funduszy, bo systematyczne obserwowanie ich wyników byłoby praktycznie niemożliwe.
Najcięższą sprawą w inwestowaniu jest kontrola emocji. Większość decyzji inwestorzy podejmują pod wpływem impulsów, a nie realizując jakąkolwiek strategię. Pamiętaj, że kontrola samego siebie jest kluczem do sukcesu.
Proszę mieć na uwadze, że powyższy tekst wyraża moje prywatne poglądy i przed podjęciem decyzji inwestycyjnych należy skontaktować się z profesjonalnymi instytucjami – nie mylić z naganiaczami :)
Pamiętaj o ryzyku, ale nie panikuj i nie wpadaj w euforię. Powodzenia.