Program nauczania w szkołach stanowi dla mnie nie lada zagadkę. Naszym pociechom wtłacza się do głowy jakieś dziwne wzory na reakcje chemiczne, daty bitew pomiędzy Zulusami i Pigmejami czy też uczy pisania listów formalnych z reklamacją niesprawnego video.
Pewnie jest w tym jakaś ukryta głębsza myśl, której nie daję rady rozgryźć.
Niestety zupełnie leży sprawa ekonomii i finansów.
Sam pamiętam ze szkoły tylko tzw. SKO ( Szkolną Kasę Oszczędności). Nie wiem czy coś takiego jest do dziś, ale nabrałem wtedy przekonania, że banki to oszuści, bo biorą ode mnie kasę i nie płacą odsetek.
Mamy w szkołach ponadgimnazjalnych przedmiot pod nazwą podstawy przedsiębiorczości, ale to nie to. Poza tym czy nauczycielka zarabiająca ledwie ponad tysiąc złotych może znać się na biznesie i być autorytetem w tej dziedzinie choćby dla nastolatków?
Według mnie dzieci trzeba jak najwcześniej uczyć wartości pieniądza. Rzecz jasna nie chcemy wychować sobie sknerów i dusigroszy, ale nie możemy dopuścić, aby dzieci były w tej dziedzinie zupełnymi analfabetami.
Jak to zrobić?
Po pierwsze im wcześniej, tym lepiej.
W świecie dzieci pieniądze pochodzą z kieszeni Taty albo portfela Mamy.
Kiedy zaczną się interesować tematem, należy im uświadomić, że tak naprawdę trzeba je zarobić i dlatego rodzice chodzą do pracy (gorzej z bezrobotnymi, ale da się coś wymyślić).
Następna sprawa, żeby zrozumiały, że można wydawać najwyżej tyle ile się zarobi. Tego nawet dorośli w USA nie wiedzą:)
Jak im w tym pomóc?
Najprościej płacąc kieszonkowe.
Pedagodzy i psycholodzy różnią się w kwestii, w jakim wieku powinno się zacząć dawać, ale ważne jest, aby być konsekwentnym i ustalić taką kwotę, żeby nie dokładać dziecku innych drobnych na codzienne wydatki. No i trzeba przewidzieć, że z wiekiem potrzeby latorośli też będą rosły.
Powinniśmy też kupić skarbonkę. Dobrze byłoby, żeby podobała się naszej pociesze, więc najlepiej zabrać ją na zakupy, żeby sobie sama wybrała. Oszczędzanie ma się kojarzyć z czymś przyjemnym, a nie kąpaniem w zimnej wodzie po ciemku.
Zatem co jakiś czas należy wspólnie z dzieckiem przeliczać ile pieniędzy uzbierało.
Przy okazji warto dorzucić jakieś drobne kilka złotych, w ten sposób pokazując co to są odsetki i dlaczego opłaca się odkładać.
Kolejną istotną sprawą jest motywacja. Dobrze, aby zbierać na określony cel.
Co istotne musisz tak balansować, aby nawet po zakupie wymarzonego IPhona zostało coś niecoś na dnie świnki.
Kiedy dziecko ukończy 13 lat, zabierz je ze sobą do banku i otwórz mu rachunek. Dorośli nawet nie wiedzą, jakim prestiżem wśród rówieśników może się cieszyć młody człowiek, który posiada kartę debetową z własnym imieniem i nazwiskiem.
Gdy nasz nastolatek ma 16 lat zachęć, poszukaj dla niego/niej jakiegokolwiek płatnego zajęcia nawet na krótki okres. Niech na własnej skórze jak najszybciej poczuje, co to jest prawdziwa praca i własne zarobione pieniądze.
Po takim miesiącu pracy w sklepie czy fabryce od razu wzrośnie motywacja do nauki po wakacjach:)
Warto też kupić jednostki funduszu lub akcje konkretnej firmy, z którą nastolatek identyfikuje się (np. Warren Buffett lubi napoje pewnej spółki, które uwielbiają dzieci na całym świecie) i jasno powiedzieć, że są one dla niego. Może w nas co prawda uderzyć bessa, ale i z niej można wyciągnąć pozytywną lekcję, że nie zawsze się zarabia na rynkach finansowych.
Aha i nie zapominaj o jednym, że inwestycja w edukację płaci najwyższe odsetki ( Benjamin Franklin).
Ciekawy kurs dla dzieci po angielsku znajdziesz tu.