środa, 10 października 2007

Jak zacząć grę na giełdzie, czyli GPW dla opornych

Pamiętam początek lat dziewięćdziesiątych kiedy cała moja wiedza o giełdzie opierała się na książeczce Zenona Komara „Sztuka Spekulacji” oraz na lekturze "Parkietu".

Stopniowo połykałem kolejne pozycje, ale tempo zdobywania wiedzy w porównaniu z dzisiejszym było zupełnie ślimacze. Gdybym teraz zaczynał, miałbym znacznie łatwiej, szybciej i taniej. Przechodząc do rzeczy, przedstawię teraz jaki widzę logiczny ciąg zdobywania wiedzy przez świadomego inwestora.

Na początku należy choć co nieco liznąć podstaw ekonomii. Warto sięgnąć zarówno po klasyczną literaturę jak i skorzystać z krótkiego internetowego kursu na stronie portalu NBP. Każde źródło jest wskazane.

Dopiero kolejnym etapem powinno być spojrzenie na giełdę z bliższej perspektywy. Nowoczesny inwestor zapisze się do Szkoły Giełdowej organizowanej przez GPW czy zajrzy do poradnika KPWiG lub zapisze sięna jakiś kurs.

Następnym krokiem często staje się zapisanie przez zainteresowanego do jakieś wirtualnej symulacji giełdy.

W tym miejscu wygłoszę dla niektórych kontrowersyjną opinię, że uważam użyteczność gier giełdowych - tak przecież popularnych wśród uczniów i studentów, za dość znikomą. Skąd takie przekonanie?

W grze na nieprawdziwe pieniądze zupełnie odpadają emocje, które zawsze towarzyszą inwestowaniu, a dopiero umiejętność panowania nad samym sobą pozwala odnieść sukces.

Pewną zaletę w tych grach widzę, że uczestnicy zaczynają się interesować rynkiem i poszerzać wiedzę, ale sama idea nieco przypomina mi naukę pływania na brzegu.

Większość nowych inwestorów często w zapale szuka genialnych systemów i strategii zupełnie lekceważąc aspekt psychologiczny, przed czym mocno przestrzegam. Można robić świetne analizy, mieć doskonały system, ale i tak panika czy euforia jaka Cię może dopaść potrafi zniweczyć wszystko.

Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby zacząć inwestować na giełdzie? Często słyszę takie pytanie.

Niezmiennie odpowiadam 50 PLN. Zdziwionym przypominam, że wystarczy już tyle, aby zacząć kupować jednostki wielu funduszy akcji. Nie każdy musi bezpośrednio kupować spółki, ale każdy ze strachem omijający rynek giełdowy pozbawia się szansy powiększenia kapitału butwiejącego w skarpecie czy banku (ostatnio mała różnica). Bojącym się proponuję właśnie takie malutkie kwoty co miesiąc wpłacane na fundusz akcji. Gwarantuję, że zaczniecie się interesować giełdą :)

Przed decyzją o otwarciu rachunku maklerskiego do bezpośredniego handlu akcjami i pochodnymi warto się zastanowić jakie ma dane biuro opinie ( polecam poszukać w Google) oraz zapoznać się z demo czy odpowiada nam obsługa danego systemu. Proszę też dobrze przyjrzeć się tabeli opłat i prowizji. Od razu zachęcam do otwarcia drugiego rachunku rezerwowego w razie awarii podstawowego.

I teraz najważniejsza sprawa. Przed KAŻDĄ transakcją MUSISZ wiedzieć co zrobisz, jeśli cena spadnie 10, 20, 30 czy 50 %. Trzeba pamiętać, że jak walorek nam zleci o 50% , potrzebujemy 100% zysku, aby wrócić do punktu wyjścia. Nie wolno bezczynnie czekać i dopuszczać do takich sytuacji. Najważniejsza jest kontrola strat. Z zyskami dla odmiany nie warto się spieszyć z realizacją. Po pierwsze, ceny potrafią osiągać naprawdę imponujące poziomy, a po drugie czeka już na nas chciwy fiskus z podatkiem 19 % od zysku.

Warto prowadzić statystyki transakcji np. w Excelu oraz dziennik transakcji i co miesiąc poświęcić choć jeden niedzielny ranek na przejrzenie swoich ostatnich działań. Wszystko należy zapisywać w komputerze, albo na papierze.

Cały czas trzeba przy tym się doskonalić : pracować nad własnym systemem , czytać książki o giełdzie (poznać podstawy analizy fundamentalnej, technicznej i portfelowej), coś z finansów (aby rozumieć komunikaty spółek) o systemach, zasadach i milionie innych spraw związanych z inwestowaniem, a i tak nie masz nigdy gwarancji sukcesu. Jedynie zwiększasz swoje szanse.