środa, 3 października 2007

Jak oszczędzać i nie być sknerą?

W zeszłym tygodniu miałem przemożną chęć, aby kupić notebooka. Wielu znajomych ma już przenośny komputer i bardzo sobie chwali. Sam też korzystam z niego co jakiś czas. Zacząłem nawet oglądać strony przeglądarek cenowych i dopasowywać model, kiedy nasunęło mi się na myśl pytanie : -Czy notebook jest tobie naprawdę potrzebny do szczęścia?


W końcu nie jeździsz po Polsce w podróżach służbowych, ani nie jesteś też informatykiem, który musi pracować nad projektami poza domem. W wakacje też raczej omijasz komputery. Odpada argument, że brakuje miejsca w domu na komputer. Jakoś stoją dwa i nikomu nie przeszkadzają.

Stuknąłem się w głowę i otrzeźwiałem.

Przed podobnymi wyborami stajemy niemal co chwila.

W rozwiniętych społeczeństwach konsumpcyjnych, takich jak w USA, rosną kolejne pokolenia coraz bardziej zadłużające się. Aktualnie przeciętne gospodarstwo domowe osób poniżej 35 roku życia wydaje przeciętnie aż o 16% więcej od przychodów.

Polska również nieuchronnie zmierza w tym samym kierunku wraz ze wzrostem aspiracji kolejnych generacji umiejętnie podsycanym przez reklamę i marketing.

Jak się wyrwać z wyścigu szczurów zarabiających coraz więcej, pracujących coraz dłużej, a równocześnie coraz bardziej zadłużonych?

Najpierw należy przyjrzeć się naszemu aktualnemu zadłużeniu. Jeśli masz jakiekolwiek niespłacone kwoty na kartach kredytowych, bezzwłocznie przystąp do działania! Sam zrobiłem tak dopiero we wrześniu. Jeśli nie masz żadnych środków, spłać pożyczką od rodziny, kredytem z ROR czy nawet zwykłym kredytem gotówkowym - oczywiście nie tym od lichwiarzy. Od razu zyskasz i jednocześnie będziesz miał pod ręką szybką pożyczkę w karcie nie płacąc odsetek.

Inne długi też warto obejrzeć i pomyśleć jak zmniejszyć oprocentowanie: są ludzie, którzy np. kupili coś na raty przy oprocentowaniu 19%, mając dostęp do odnawialnego 12%. Uwierz mi Czytelniku, że tak jest. Ba, spotkałem się z człowiekiem, który miał lokatę w PKOBP na 3% i równocześnie kredyt na 17%.

Jeśli rozpracujemy nasze długi, kolejnym priorytetem jest ustalenie JAKIEJKOLWIEK kwoty, nawet i 100 PLN, którą odkładamy od razu po otrzymaniu wynagrodzenia. Nie będę się teraz zajmować tym, gdzie te pieniądze należy ulokować, ale MUSISZ z każdego wynagrodzenia wykroić choć 100 PLN i wpłacić na lokatę/ fundusz/ cokolwiek. No i kluczowa sprawa- ZAPOMNIEĆ o tych pieniądzach jako własnych przez co najmniej 10 lat. Im dłużej, tym lepiej. Proszę mnie tu źle nie zrozumieć : o inwestycje trzeba dbać, ale środki traktować jak cudze.

Ktoś może się tu żachnąć – Ale mi nie starcza kasy i niby jak mam odłożyć nawet 100 PLN?

Napisano parę inspirujących książek. Jesteś też z pewnością w stanie znaleźć kilka innych sposobów w rodzaju:

- Jeśli nie jesteś fanatykiem, staraj się nie kupować na kredyt żadnych pojazdów.

- Zacznij sam gotować, jeśli tego nie robisz teraz. Jedzenie gotowe czy w jakichś barach/restauracjach nie dość, że jest droższe, może doprowadzić jedynie do wrzodów żołądka. Jak nie wierzysz, spróbuj pogadać z jakimś szczerym kelnerem z renomowanej restauracji i dowiedzieć się co oni tam wyczyniają.

- Zastanów się nad ubraniami, butami i kosmetykami. Nie mówię, żeby kupować w sklepach z używaną odzieżą - choć i one mają swoich amatorów, ale dobrze rozważ czy kupujesz za dobrą cenę.

- Staraj się nie kupować najnowszych modeli urządzeń elektronicznych, tylko te, które mają co najmniej kilkumiesięczną historię. Najnowsze są zwykle najdroższe, a często wadliwe. Niech producent usunie usterki, a inni konsumenci testują na sobie.

- Zastanów się czy potrzebujesz telewizji cyfrowej w najdroższym pakiecie. Na pewno tyle oglądasz?

- Korzystaj z wszelkich ciekawych darmowych imprez - np niedawno był dzień otwarty w NBP, gdzie można było sobie wziąć do ręki kilogramową sztabę złota :)

- Spróbuj sprzedać niepotrzebne rzeczy na aukcjach internetowych. Ludzie kupią wszystko, "tylko" trzeba ich jakoś przekonać.

- Przy każdych zakupach powyżej 50 PLN zastanów się, czy jest Ci to potrzebne i czy
nie można kupić taniej.

Wiadomo, że ciężko się zmobilizować i warto poszukać jakiegoś dodatkowego źródła motywacji.

W każdym razie zacznij działać, ale przy tym ciesz się życiem i nie stań się jakimś dusigroszem pędzącym na drugi koniec miasta, żeby zaoszczędzić 10 gr na butelce wody.

A jak komuś nadal mało, może poszukać ciekawych wskazówek na blogach anglojęzycznych:

Stop Buying Crap

Journey to Financial Freedom

czy How to Buy Nothing