3 marca 2009 r. na spotkaniu z ówczesnym brytyjskim premierem Gordonem Brownem ("specjalistą" od złota) amerykański prezydent Barack Obama stwierdził, że kupno akcji może być teraz dobrym pomysłem.
Dokładniej jego słowa brzmiały: "wskaźniki cena/zysk (C/Z) powoli docierają do punktu, w którym kupno akcji jest potencjalnie dobrym interesem, o ile działasz długoterminowo".
Gordon Brown i Barack Obama (źródło: YouTube) |
Tego dnia szeroki indeks amerykańskiego rynku akcji S&P 500 zamknął się na poziomie 696,33 punktów, trzy dni później ustanowił minimum bessy na 666,79 pkt i od tamtej pory systematycznie wspina się do góry.
W miniony piątek po raz pierwszy w historii zamknął się on powyżej 1900 pkt, a w sumie "sygnał Obamy" dał zarobić do dziś ponad 170 procent i to bez żadnych sztuczek z lewarowaniem kapitału - wystarczył ETF.
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Wyższe ceny akcji zwiększą zamożność konsumentów i pomogą poprawić zaufanie, które może także zachęcić do wydatków. Zwiększone wydatki doprowadzą do wyższych dochodów i zysków, które w tym pożytecznym cyklu będą wspierać rozwój gospodarczy.
Zatem prezes Fedu uznał, że ceny akcji wcale nie mają odzwierciedlać rzeczywistej kondycji spółek i gospodarki, tylko stać się kolejnym narzędziem służącym do poprawy koniunktury gospodarczej. Możliwe, że także z tego powodu rok później, oceniając perspektywy na polskim rynku walutowym i giełdowym w 2012 roku, prezes NBP nieoczekiwanie wypalił, że "giełda to kasyno". W końcu nasz bank centralny regularnie interweniuje na rynku złotego, a w przypadku akcji nie posiada podobnych instrumentów do sterowania kursami.
1 lutego 2014 roku fotel szefa Banku Rezerwy Federalnej przejęła Janet Yellen. Jej panowanie zaczęło się od "pełzającej" hossy na giełdzie w USA. Co prawda indeks S&P 500 w ostatni piątek zamknął się najwyżej w historii i wypełnił cel na 2014 rok wyznaczony mu przez bank inwestycyjny Goldman Sachs, ale nie sposób nie zauważyć, że od początku roku zyskał on w sumie niespełna 3 procent. Jeszcze słabiej prezentują się niemal zupełnie płaskie inne ważne indeksy: Dow Jones IA oraz Nasdaq.
Niby trwa hossa, ale coraz trudniej coś z niej konkretnego wycisnąć. Na dodatek z rynków wyparowała zmienność, co częściowo możemy wiązać z "uśpieniem" największych gospodarek.
Czy po pięciu latach wzrostów Janet Yellen nie widzi zagrożenia bańką spekulacyjną? Wyceny wydają się już dość wymagające:
źródło: Robert J. Shiller |
A jak się zachowuje indeks małych spółek Russell 2000? Od wypowiedzi Tarullo stracił blisko 5 procent:
źródło: Yahoo!Finance |
Nadchodzący tydzień wydaje się ciekawy z technicznego punktu widzenia - WIG konsoliduje się, możliwe, że przed jakimś większym ruchem.
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Możliwe, że jest jeszcze coś do ugrania obstawiając osłabienie euro w parze EUR/USD.
U nas lokalnym negatywnym czynnikiem pozostaje dyskontowanie przyszłej potencjalnej podaży akcji ze strony OFE. Dlatego ostrożnie podchodziłbym do spółek, w których OFE dominują w akcjonariacie.
Wątpię też, aby do zmasowanych zakupów przystąpił statystyczny Kowalski, zwłaszcza teraz. Głównym źródłem ewentualnego popytu będzie zagranica, a ta skupia się przede wszystkim na dużych i płynnych walorach.
Z tego powodu tym razem proponuję jednak nie walczyć z Fedem i szukać ewentualnych kandydatów do uzupełnienia portfela wśród komponentów indeksów WIG30 oraz WIG50.
Celowo piszę "do uzupełnienia", a nie agresywnych zakupów, ponieważ nadal oceniam ryzyko jako znaczne i nie jest to moment wskazywany przez Obamę na początku wpisu, tylko dojrzała faza wzrostów. Inną sprawą jest fakt, że ostatnia fala zwyżki często bywa najbardziej dynamiczna.
Na pewno od razu warto ustalić sobie maksymalną stratę oraz jakiś poziom realizacji zysków (ten drugi niekoniecznie celując w szczyt).
A co sam robię?
Po odrzuceniu pomysłu z zakupem obligacji korporacyjnych na rachunku IKE, dobieram do portfela emerytalnego trochę akcji Getinu, PHN-u i Handlowego. Zasadniczo pozostaję obserwatorem z niedużą pozycją prowzrostową.