piątek, 20 sierpnia 2010

Wiedziałem, że tak będzie

Od dawna jednym z sektorów, o którym się mówi, że da zarobić jest rolnictwo. Wielokrotnie o tym perorował Jim Rogers, a robił to tak przekonująco, że nie pozostało mi nic innego jak tylko przyklasnąć.

Patrząc na ostatnie szaleństwo związane z cenami pszenicy i zaskakująco częstą obecnością tematu w mediach, mogłem śmiało podnieść swoje morale gadką typu „wiedziałem, że tak będzie” lub „a nie mówiłem?!”

Zawsze w tym miejscu wypadałoby zadać proste pytanie: Ile na tym zarobiłeś?

Co innego przewidywać, a co innego zarabiać na swoich wróżbach i w moim przypadku zysk na certyfikatach na pszenicę był naprawdę nadzwyczaj skromny:


Na dodatek rynek potem wybił się dynamicznie w górę i można było spokojnie sprzedać RCWHTAOPEN w zakresie 15-17 zł. Tak, teraz to wszyscy wiemy.

Chyba każdy (nie tylko inwestor) przechodzi etap, że po fakcie ruch cen wydaje mu się oczywisty i był łatwy do przewidzenia (pozdro dla poszukiwaczy świętego Graala w krainie Elliotta). Takie zjawisko zostało dość dobrze opisane i nosi nazwę „efektu myślenia wstecznego” (hindsight bias).

Jest ono niebezpieczną pułapką, ponieważ wiele osób w ten sposób daje się złapać w sidła przeświadczenia o swoim „czuciu” rynku czy wręcz nieomylności.

Na czym polega ta pułapka?

Skoro wiem, że rynek wykona dany ruch, po co mam sobie zawracać głowę takimi sprawami jak wielkość pozycji czy stosunek potencjalnego zysku do ryzyka itd. (ciekawa mapa myśli z Van Tharpa)? Wiadomo, że wygram i tylko trzeba wrzucić odpowiednio dużo kasy, najlepiej na wysokim lewarze i zaraz zarobię ze 20-30% bez większego wysiłku.

Pół biedy, kiedy komuś nie uda się, ponieważ zwykle na początku inwestor jest nieco ostrożniejszy, ale jak już się rozkręci, zaczyna taktykę kamikadze prowadzącą zazwyczaj do katastrofy finansowej –zarobiłem na drugi depozyt, więc podwajam pozycję itd. aż do szybkiego ruchu rynku w przeciwnym kierunku do zajmowanego przeze mnie i gra się kończy, więc zbieram na depozyt i cykl zaczyna się od nowa.

Z drugiej strony pojawia się inny problem – po serii dużych strat podświadomie boisz się kolejnej i przedwcześnie zamykasz pozycję, albo wręcz w ogóle rezygnujesz z giełdy czy Forexu.

Prawdopodobnie to stoi za moim ostatnim ruchem na opcjach:


We wtorek kupiłem dwa puty wrześniowe i dziś zamknąłem pozycję zgodnie z założeniem z momentu kupna, że jeśli pojawi się szybki zysk w ciągu tego tygodnia, ale WIG20 nie złamie wsparcia, które wyznaczam na zakres 2400-2440 pkt, wycofam się z zarobkiem. Jeśli nie będzie zarobku, czekam dalej na przylot Hindenburga.

Możliwe, że nie do końca świadomie trawię poprzednie kilka nieudanych ruchów na opcjach i stąd zbyt bojaźliwa taktyka? No i dochodzi niezdrowa presja związana z publicznym prowadzeniem portfela – tu widzę faktyczny problem, ponieważ zapewne prywatnie trzymałbym dalej te opcje.

Całkiem prawdopodobne, że w końcu ten Hindenburg zapali się, ale uważam, że nikt z nas nie zna przyszłości i po fakcie, jeśli indeks spadnie przez najbliższy miesiąc powiedzmy o 10% prawie każdy będzie twierdził, że to było przecież takie oczywiste i znajdzie milion argumentów na poparcie swojej tezy (spowolnienie gospodarcze w USA, podfala fali w zygzaku - może duża C?, RGR, nadchodząca zagłada wynikająca z kalendarza Majów oraz organizacji Euro 2012 przez Polskę czy cokolwiek innego).

Ja jednak nie będę niczego żałował, ponieważ w trakcie konsolidacji rynku (a taką mamy właściwie od początku roku - WIG20 jest jakieś 2% na plusie), każdą zarobioną złotówkę należy szanować, żeby z niej zrobiły się setki, potem tysiące i w końcu wyśnione miliony.

A zachowanie kapitału pozwala na wyszukiwanie anomalii rynkowych i korzystanie z nich, dopóki nie znikną. Ten trop wygląda bardzo pociągająco - poszukiwanie nieracjonalnej wyceny na plus lub minus, a potem zajęcie pozycji i czekanie aż rynek zacznie stawać się bardziej efektywny. Przykładem z wakacji było choćby notowane na GPW dyskonto 40% certyfikatów funduszu Arka SWE17, które od wpisu miesiąc temu zdrożały o 8% (przy dość płaskim benchmarku)i takich okazji trzeba ciągle szukać, żeby po domknięciu transakcji móc powiedzieć „wiedziałem, że tak będzie”