wtorek, 27 lipca 2010

Dlaczego krzyż śmierci nie działa?

Od 1 lipca na giełdzie trwa dość ostry rajd i od dołka z 1 lipca WIG20 zyskał ponad 11%. Jednym z upiorów straszących na giełdzie niczym agent ubezpieczeniowy namolnie wciskający nam swoje "produkty" był tak zwany krzyż śmierci, czyli sytuacja, kiedy dłuższa średnia przecinana jest przez krótszą od góry w dół. W klasycznym wariancie mamy do czynienia ze średnimi 50 SMA (dla fanów Fibonacciego może być 55, a optymalizatorzy na danych historycznych znajdą jeszcze dłuższą) oraz 200 SMA.

Jak to wygląda?


Istnieje mnóstwo różnych wskaźników, ale skąd tak wielkie zainteresowanie akurat tym?

Powodem jest jego doskonałe zachowanie się na koniec 2007 roku, kiedy wygenerował świetny sygnał sprzedaży tuż przed wielkimi spadkami.

Efekt wzmacnia pojawienie się tego samego sygnału na innych rynkach:



Dlaczego zatem nie ma spadków?

Po pierwsze, mówimy o długoterminowym sygnale, więc z oceną należałoby się wstrzymać, choć dla graczy na futures otwarcie S bez stoplossa byłoby zabójcze.

Po drugie, taki sam sygnał nie pojawił się na WIG:


Po trzecie, Wojciech Białek starał się udowodnić, że „obecna hossa jest jeszcze za młoda, by umierać”.

Mi jednak najbardziej podoba się nieco inna wersja. W jednym z ostatnich artykułów Mark Hulbert powołuje się na badającego średnie Blake’a LeBarona z Brandeis University.

Zauważył on, że skuteczność średnich gwałtownie spadła w latach dziewięćdziesiątych.

Łatwo to skojarzyć z powszechnym dostępem do komputerów. Teraz każdy inwestor bez trudu może bawić się dowolną kombinacją średnich, wyszukując najbardziej skuteczne warianty.

I tu pojawia się „efektywność” rynku. Gracze techniczni zajmują pozycję licząc na zyskowność danego sygnału (na przykład oczywiste formacje typu RGR czy omawiany dziś krzyż śmierci) i jak już wszyscy otworzą swoje pozycje, brakuje kolejnych chętnych do pociągnięcia trendu.

Wtedy aż się prosi, żeby zrobić kontrę za pomocą algotradingu stosowanego przez wielkie banki inwestycyjne i fundusze hedgingowe, które mają zdecydowanie większy kapitał i stąd tak wiele znanych nam zależności wynikających z cykliczności rynków czy klasycznej analizy technicznej w ostatnich latach prowadzi na manowce.

Z tego powodu uważam, że znana nam z finansów behawioralnych nadmierna pewność siebie stała się teraz jedną z najważniejszych przypadłości, którą trzeba u siebie właściwie zdiagnozować i wyeliminować.

Rozwiązaniem jest ścisła kontrola strat i ryzyka oraz logiczny system inwestowania (dla wielu osób mechaniczny).

PS
Ustalenia LeBarona zostały zakwestionowane. I komu tu wierzyć?