Większość Czytelników bloga (no i ja też) spędza mnóstwo czasu głowiąc się jak zarobić miliony na giełdzie.
Jak zdobyć wielką kasę?
Niestety zdecydowana większość popełnia błąd koncentrując prawie całą swoją energię na szukaniu walorów, które warto kupić.
Od samego kupowania, nikt jeszcze nie zarobił.
Dopiero po sprzedaży mamy zysk.
Każdy inwestor musi wiedzieć PRZED transakcją po spełnieniu jakich warunków zamknie daną pozycję.
Załóżmy, że kupiłeś dziś LC Corp po 3,20. Od razu trzeba obliczyć maksymalnie możliwą do zaakceptowania stratę i zastanowić się ( np. przy pomocy AT), gdzie zacząć realizować zysk (uważając, aby go nie ograniczać).
Jeszcze inną, trudniejszą kwestią jest trzymanie się założeń.
Te sprawy są dość oczywiste dla nawet średniozaawansowanego, ale ja chcę podrążyć głębiej ten temat.
No dobra – ustaliliśmy, że zarobek jest wtedy, kiedy sprzedamy akcje, a teraz może warto się zapytać:
Czy musisz kupować akcje na giełdzie od innych? Czy nie lepiej samemu wyprodukować akcje i je sprzedawać?
Prawdziwe fortuny i fortunki rodzą się najczęściej właśnie w taki sposób.
Czy to nie cudowne mieć akcje po 1PLN sztuka i sprzedawać je np.: po 30?
Do niedawna istniała bardzo poważna bariera finansowa: wysokie wymagania GPW i KNF.
Teraz mamy rynek NewConnect. Proszę sobie obejrzeć jakie tam są firmy.
Nie trzeba mieć prawie żadnej historii, wyników, tylko piękne plany, którymi da się uwieść małych inwestorów.
Więcej informacji jak się tam dostać znajduje się w przewodniku.
Widzę tu dwa zasadnicze sposoby zaistnienia:
1. rozwinięcie własnego biznesu (w sumie liczy się chwytliwa idea)
2. uzbieranie takiej kasy, żeby móc zostać inwestorem pasywnym tzw. aniołem biznesu.
Jako leniwego człowieka pociąga mnie ta druga koncepcja. Szkopuł w tym, że trzeba mieć kilkaset tysięcy wolnej gotówki.
W każdym razie na pewno spróbuję nim zostać w przyszłości (można zaryzykować 20 % kapitału). Wtedy zacznę szukać okazji w istniejących już spółkach.
Na razie z trzema tysiącami (20 % z 16k) jakie mógłbym włożyć w takie przedsięwzięcie co najwyżej mogę pretendować do porcelanowego aniołka.
Co do własnej spółki, wydaje się, że największy koszt to założenie spółki akcyjnej i związane z tym formalności ( prawnicy, kapitał założycielski, opłaty itd.).
Niby kapitał minimalny 500 000 PLN to dużo, ale istnieją sztuczki na ominięcie tego wymogu – np.: aport w postaci nieruchomości.
Poza tym istnieje sporo firm, które nawet nie wiedzą o takiej możliwości zyskania reklamy i kapitału. Warto się rozejrzeć wśród znajomych.
Według mnie mimo wszystko najbardziej opłacalne jest wejście na rynek z akcjami naprawdę dobrej firmy.
Jeśli ludzie zarobią kupując te akcje, napompują je znacznie wyżej od ich realnej wartości, a Ty staniesz się ich idolem. Nie masz być rzecz jasna naiwniakiem czy Caritasem.
Jestem może nieco staromodny, ale sądzę, że w biznesie i w życiu dalej zajdzie się na uczciwości niż na kombinowaniu a la typowy polski pseudobiznesmenik szukający okazji jak orżnąć swoich klientów, wspólników i akcjonariuszy.
Niestety sporo osób o tym zdaje się zapomniało, ale ja nie mam zamiaru naprawiać świata, tylko sugeruję dużą ostrożność w interesach w Polsce.