Z powodu licznych błazeństw burmistrz Londynu Boris Johnson jest postacią rozpoznawalną nie tylko w Wlk. Brytanii.
Tu publika ma ubaw z Borisa, który utknął ma linie, kiedy chciał uczcić igrzyska w 2012 r. |
Za maską błazna skrywa się wpływowy konserwatysta z wielkimi ambicjami - już jako dziecko Boris pragnął zostać "królem świata". Dlatego, kiedy w ubiegły weekend David Cameron wyznaczył na 23 czerwca datę referendum, w którym Brytyjczycy zdecydują, czy chcą pozostać w Unii, Boris postanowił wykorzystać doskonałą okazję, aby znowu zaszokować - oznajmił, że będzie wspierał kampanię na rzecz Brexitu.
Rynki natychmiast zareagowały i od poniedziałku przyspieszyła przecena funta.
W ostatnich dniach "kabel" (para walutowa GBP/USD) zanurkował do poziomów niewidzianych od 2008 roku.
Kliknij, aby powiększyć |
Absolutnie nie. W obecnych czasach wojen walutowych i światowego spowolnienia gospodarczego jedną z broni wykorzystywanych przez banki centralne jest kontrolowane osłabianie własnej waluty, aby pobudzać eksport i gospodarkę.
Jednak gwałtownie taniejący funt uderza w inną grupę - liczną polską emigrację przebywającą na Wyspach. Oczywiście kurs nie ma większego znaczenia dla codziennego życia w UK, ale praktycznie każdy zachowuje jakieś więzi z Polska i wysyła/przywozi większe lub mniejsze pieniądze do rodzinnego kraju.
Jeszcze niedawno funt kosztował ponad 6 zł. Teraz w błyskawicznym tempie zjechał do 5,5 zł i pojawiają się nerwowe pytania: sprzedawać czy poczekać aż znowu odbije?
Chętnie poznam Wasze opinie - zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach.
Kliknij, aby powiększyć |
Z tych powodów istnieją szanse na zatrzymanie spadków w pobliżu 5,5 zł, ale nie warto upierać się przy własnym zdaniu, bo wystarczy spojrzeć bardziej w lewo na wykres i zobaczyć, jaką przecenę funt zanotował w 2007 i 2008 roku, kiedy w końcu wylądował w okolicach 4. złotych. Dlatego nie należy też wykluczyć, że do referendum funt spadnie do pięciu złotych.
Sam popełniłem błąd i zacząłem trochę za wcześnie kupować funty jako jedną z moich prywatnych walut rezerwowych. Natomiast w sumie cieszą mnie niższe kursy, które wykorzystuję do kolejnych zakupów za niewielkie kwoty.
Zresztą w skali świata złotego zaliczamy do marginalnych walut rynków wschodzących i ważniejsze będą ruchy na głównych parach, a te jeszcze trudniej zgadywać, skoro w marcu czekają nas posiedzenia najważniejszych banków centralnych, po których mogą pojawić się nowe tematy do rozgrywania na rynkach.
Na przykład coraz więcej ekonomistów sugeruje nie tylko zatrzymanie cyklu podwyżek stóp procentowych w USA, ale wręcz powrót do luźnej polityki monetarnej i uruchomienie QE4.
Aktualnie przeważa opinia, że aż do referendum 23 czerwca funt powinien pozostać słaby. Rynki nie lubią niepewności, a nawet cień szansy na Brexit daje pożywkę katastrofalnym wizjom. Przykładowo bank HSBC prognozuje, że wyjście Wlk. Brytanii z Unii oznaczałoby przecenę funta do dolara o kolejne 15-20 procent, co z kolei mogłoby zwiększyć inflację o 5 punktów procentowych oraz spowodować spadek wzrostu PKB o mniej więcej połowę.
W rezultacie Bank Anglii prawdopodobnie musiałby zacieśnić politykę monetarną.
Inni wskazują na potencjalne katastrofalne skutki dla sektora finansowego - akcje brytyjskich banków mogłyby potanieć o co najmniej 20 procent. Poza tym Londyn zostałby zmarginalizowany, a europejska stolica finansów przeniesiona gdzieś indziej - do Francji lub Niemiec.
Tak naprawdę trudno do końca przewidzieć, do czego doprowadziłby Brexit, także w skali globalnej, ale generalnie byłby on niekorzystny dla Brytyjczyków i ciężko uwierzyć, aby w referendum przeważył izolacjonizm oraz niechęć do imigrantów i eurokratów. Dlatego osobiście nie zakładam, że Brytyjczycy strzelą sobie w stopę i wyjdą z Unii.
No dobra, ale co robić z tymi funtami?
Zastrzegę, że nie chcę nikomu nic na siłę doradzać i każdy niech sam rozważy argumenty za i przeciw. Gdybym posiadał większą kwotę w funtach, które planowałbym docelowo zamienić na złote, sprzedałbym teraz część, a z resztą spokojnie czekał na dalszy rozwój wypadków ze świadomością podejmowanego ryzyka.
Kto wierzy w polską gospodarkę, zapewne wybierze złote, choćby ze względu na wyższe oprocentowanie depozytów w PLN-ach Osobiście biorę jednak pod uwagę możliwość, że w pewnym momencie staniemy się drugą Grecją, do czego prowadzi beztroskie podejście do finansów publicznych prezentowane zarówno przez poprzednią koalicję rządzącą, jak też obecną władzę. W takim wariancie rządy często wybierają ratunkową, skokową dewaluację krajowej waluty (akurat Grecy nie mogli tego zrobić z euro). Dlatego w moim portfelu znajdują się zarówno lokaty w złotych, jak też rezerwy walutowe.