wtorek, 16 grudnia 2014

Bankructwo Rosji szansą dla Polski?

W czwartek 13 sierpnia 1998 roku "Financial Times" opublikował list George'a Sorosa, w którym znany spekulant stwierdził, że zamieszanie na rosyjskich rynkach finansowych osiągnęło "śmiertelną fazę" i domagał się dewaluacji rubla.

George Soros

Tego dnia ceny akcji na rosyjskiej giełdzie tąpnęły i po gwałtownym spadku indeksów zawieszono notowania.

14 sierpnia przebywający na wakacjach w swojej letniej daczy prezydent Jelcyn zapewniał:

"Nie będzie dewaluacji rubla. Sytuacja jest pod kontrolą."

Zaraz po weekendzie, czyli zaledwie trzy dni później Rosja zbankrutowała.

Dlaczego teraz wracamy do tych wydarzeń? Powód jest oczywisty - trwa gwałtowna przecena rubla, którą rozpaczliwymi działaniami próbuje zatrzymać bank centralny podnoszący stopy procentowe aż do poziomu 17%; równolegle indeks giełdowy Micex dziś także zanurkował i otrzymał kroplówkę.

Tymczasem w Polsce pojawiły się głosy, że ucieczka kapitału z Rosji oznacza szansę dla Polski. Czy na pewno?


Wtedy faktycznie WIG do końca wakacji silnie spadał, aby potem ruszyć w rajdzie do góry, który kończył się pęknięciem bańki internetowej:

Kliknij, aby powiększyć

Czy teraz miałby powtórzyć się podobny scenariusz ze spadkami, a potem wspinaczką zakończoną euforią?

Nie jestem do końca przekonany, ponieważ ze względu na nasze położenie i sytuację geopolityczną wzrosło zagrożenie dla Polski ze strony nieprzewidywalnego Putina. Widząc, że gospodarka i kraj lecą po równi pochyłej w dół, po prostu musi on coś zrobić. Jak uczy historia, dyktatorzy jako rozwiązanie chętnie wybierają wojnę.

Z jakiego zatem powodu globalny kapitał miałby się przenieść akurat do Polski? Tym bardziej, że nasz rynek jest za płytki dla poważnych pieniędzy.

Zresztą nie trzeba wiele się nad tym zastanawiać, gdzie obecnie przepływa ten gorący pieniądz. Dziś Chiny znowu znalazły się na tegorocznych maksimach:


Co ważne, znaczącym źródłem popytu są tam krajowi inwestorzy. Agencja Bloombega informuje, że kasyna Makau opustoszały, a gracze przenieśli się ze stołów do ruletki do domów, gdzie przy pomocy komputera obstawiają wzrosty na giełdzie w Szanghaju.

W Polsce tego typu nastroje panowały wiele lat temu. Teraz inwestowanie na giełdzie stało się niemodne, a dodatkowo nad GPW wisi miecz elegancko nazywany "suwakiem bezpieczeństwa". Nadal nie znamy odpowiedzi na pytanie, kto przejmie rolę po kupujących akcje OFE.

W sumie WIG notuje słaby cały IV kwartał tego roku, choć na wykresie miesięcznym pewną nadzieję daje utrzymanie się nad istotnym poziomem 50 tys. pkt:

Kliknij, aby powiększyć
Byłoby miło, gdyby udało się te 50 tys. dowieźć do końca roku, czyli przez ostatnie siedem sesji giełdowych. Jeśli tak się stanie, na początku stycznia wpłacę całoroczny limit IKE na 2015 r. (11 877 zł) i rozejrzę się za nowymi zakupami polskich akcji.

Jeśli rynek będzie słabszy, poczekam na dalszy rozwój wypadków.

Teoretycznie akcjom sprzyjają niskie stopy procentowe czy bardzo niskie oprocentowanie obligacji skarbowych - reklamowana grudniowa 14-tka płaci ledwie 2,14 proc.

Jednak giełda oznacza ryzyko i licząc od początku roku w tym momencie WIG przyniósł okrągłe zero procent zysku.

Dlatego nie dziwi mnie, że tak wiele osób obstawia lokaty i konta oszczędnościowe, gdzie bez ponoszenia ryzyka nadal osiąga się niezłe realne dodatnie stopy zwrotu i nie trzeba do tego być żadnym ekspertem.

Najlepsze lokaty i konta bankowe grudzień 2014

I jest to świetna strategia krótkoterminowa. Natomiast w długim terminie inwestowanie daje szansę na zdecydowanie większe zyski, ale kto dziś jeszcze jest cierpliwy?